Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

— A niech się też pan znowu nie zamienia w taki złowrogi posąg, bo w złe intencye Lenty względem mnie nie wierzę! Ona mnie także bardzo lubi. Mam na to dowody. Lubi mię bardziej, ... niż pan. Słyszy kaznodzieja?
— Toć słyszę.
— Mam dowody jej sympatyi — i jakie jeszcze!...
Uśmiechnęła się dyabelsko, kusząco, chytrze, jak zdrajca tryumfujący.
— Żeby pan wiedział, — szeptała z błyszcącemi oczyma, w uniesieniu, — jak ona mnie każoluje, rozpieszcza, darzy na każdym kroku, czem tylko może! No, żebym zechciała nie wiem czego, wszystko dla mnie zrobi. Muszę poprostu strzedz się, żeby nie wyrazić jakiego zachcenia, bo natychmiast spełni — i to w sekrecie. Zaraz mi włoży pod poduszkę... A jak ona lubi mię całować!... To coś tak szczególnego... Obejmuje mię, przytula najdziwniej, całuje w usta, długo, nieskończenie. Jakoś tak słodko umie rozchylać wargi... Zresztą, — co ja panu rozpowiadam! To jest szczególne, jak ja przed panem nie mogę utrzymać tajemnicy, o wszystkiem paplę! Ale z tą Lenta tak jest przyjemnie całować się! I wie pan? Ona ma jakieś perfumy, czy zapachy w ustach, bo tak jest strasznie miło, jak tylko zbliżyć się do niej ustami...
— Doprawdy?
— A niech się pan dobrze przypatrzy, jaką ona ma śliczną twarz.
— O, już się przypatrzyłem tym zmarszczkom i odrestaurowanym plamom!
— Zmarszczkom! Ordynus!... Każda jej zmarszczka, to historya miłosna. Saba mówi, że to ten... hieroglif... Lenta opowiadała mi niektóre swe historye... Ach, żeby pan wiedział, żeby pan wiedział!
— To ona pani opowiada takie rzeczy? Poczciwa przyjaciółka!
— A opowiada! Widzi pan... — potwierdziła z tryumfującem rozradowaniem. — To są dopiero prawdziwe romanse! No, ona umiała postępować z wami, moi lalusie, już to jej, trzeba przyznać...