Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/198

Ta strona została uwierzytelniona.

Et quelque chose aussi
Que je ne peux pas dire ici...«


Panna Granowska wydęła wargi i ze wzgardą mówiła:
— Teraz tę starzyznę wyśpiewuje...
— Pani to znała? — spytał.
— A któżby nie znał?...
Po chwili dorzuciła ze złością:
— Pana to interesują tylko morały i kazania. Nic dziwnego, że pan nie zna wesołości. Pan wogóle musi nie cierpieć samego życia. Przy panu toby się pewnie zupełnie śmiać nie było można. A ja strasznie lubię śmiać się ze wszystkiego, dużo, głośno, i długo.
— Żeby pani mogła jaknajdłużej!
Zamilkła i siedziała nadąsana. Po chwili, zapewne dla złagodzenia tamtych słów, mówiła innym tonem:
— Ale śmiać się naprawdę, to można tylko na wsi. Nie?
— Pani lubi wieś?
— No! Ale prawdziwą, bez wszelkich kawalerów i flirtów...
— A nie nudno bez kawalerów?
— Także! Wtedy dopiero dom huczy od śmiechu...
— Gdzie?
— U mojej cioci, nad Narwią. Ta Narew płynie tuż naprost dworu, a dwór na wysokim brzegu. Po drugiej stronie — lasy, łąki. Pan lubi lasy i łąki?
— Bardzo!
— Ale takie, jak tam! Ciekawam też, czyby pan tam lubił być?...
Ryszard uśmiechnął się z żałością.
— Tam się chodzi bez kapelusza, a nawet powiem panu prawdę, bez bucików, dróżkami w łąki. Na wiosnę! Jaskry nad strumyczkami, ostromlecze w młodych, czarnych trawach... Ja to najbardziej lubiłam chodzić sama — i tylko jednego kawalera brałam ze sobą. Nazywał się Besio.
— Któż to taki?
— A jeden. To był prawdziwy gentelman. Bo proszę... Było