Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

— A może to las pachnie od storczyków?
— Skądże znowu! Postawić storczyki w pokoju i cały pokój pachnie lasem. Więc któż czem pachnie? Zawsze się tylko kłóci i sprzecza!... Przecie sto razy sprawdziłam — i one wszystkie tosamo!
— Co za »one«?
— Moje siostry cioteczne. Ja nie wiem, czybyśmy pana mogły wpuścić tak między siebie... Bo my tam żyjemy poswojemu. Wstaje się jak można najpóźniej, gdy już wszyscy starzy porozchodzą się, a służba gotuje obiad. Śniadanie czeka. Wtedy jemy i pijemy, co która chce, bez wszelkich gderań. Cukier z cukiernicy bierze się nogą, masło smaruje się palcem...
— Proszę pani, jabym najchętniej masło palcem rozsmarowywał...
— Dobrze, ale my mamy sekrety! Przecie z panem nie mogłybyśmy mówić tego, co my mówimy.
— Od tamtych kuzynek — tobym nie wymagał. Ale od pani...
— Zawsze swoje! Jak one mi mówią prawdę, to i ja muszę! My rozmawiamy umówionym językiem. Przy obiedzie siedzą wszyscy, są rozmaite dryblasy »z sąsiedztwa«, a my mówimy swoim językiem tak straszne głupstwa, takie okropne pornografie...
— Masz tobie!
— Jakośby to trzeba było urządzić... Już ja musiałabym być z panem, bo cóż? Narzeczona z narzeczonym... Ale i sama, panie, chodziłabym sobie, gdziebym chciała, — prawda?
— Prawda, Xeniusiu!
— Bo ja tak lubię sama! Nie dla tego, żebym z panem nie chciała... Tylko, że sama... Człowiek się rano obudzi... To w czerwcu, godzina może trzecia, a może druga. Przez okno w ogród, potem w pole! Besio zawsze jest! Ścieżką między zbożami, po zagonach. Nogi nie idą, lecz płyną. Zboża śpią. Rosa. Żeby jeden głos, albo szmer! Całe okolice, całe »krainy«, jak tam mówią ludzie, leżą w półzmierzchu. No, ale cóż? Ten postrzelony Besio zawsze wystraszy kuropatwy, albo przepiórki, narobi hałasu — i wszystko się kończy.