Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

i współtowarzyszów. Ale była to praca mała dla jego pasyi i siły. Czuł przedewszystkiem potrzebę stworzenia wewnętrznej mocy, ośrodka i rdzenia. Tymczasem nie było tu miejsca dla tej pracy samej w sobie. Chcąc ją zacząć, trzeba było zostać, albo urzędnikiem, albo członkiem jakiejś partyi. Inaczej zawadzało się młyńskim kamieniom, które, terkocząc, mełły ziarno bez pośpiechu, według ostrożnego rozmysłu i półsennego baczenia doświadczonych młynarzów. W życiu polskiem, które poznał i na które patrzał, tak fatalnie nie było nic spiżowego, potężnego, coby było obliczone i wykonane na moc, na opór i trwanie! Gdzież i jaki był kręgosłup narodu, rdzeń i główna siła? Opór wszędzie podobny był do owych grobelek, które biedna ludność powiśla w Królestwie buduje na gwałt, w samym już dniu powodzi, gdy żywioł zalewa wybrzeże. Raz wraz, jak grom spadała wieść o sprzedaniu przez Polaka potwornie wielkiego szmata ziemi Komisyi. Na Towarzystwo Szkoły ludowej, na Macierz Śląską — Kraków, to »serce Polski« dawał stosunkowo najmniej ze wszystkich miast galicyjskich. Nigdzie powiewu natchnienia do wielkiego zbiorowego dzieła. Ani śladu porwania się na czyn doniosły. Co pewien czas uroczystości z mszami polowemi, z kazaniem, pochodem i »bankietem« pełnym mów, po którym uczestnicy długo nie mogą przyjść do siebie. Nikt, zdawało się, nie czuł straszliwie jasnego niebezpieczeństwa, iż czas uchodzi, siła topnieje, w oczach znika grunt, wsiąka we wrogie organizmy i marnuje się żywioł polski. Nienaski zbyt dobrze wiedział, jak niezmiernie trudno jest zrobić na świecie cokolwiek dobrego dla biednych bliźnich ludzi. Sam się niejednokrotnie spracował napróżno i po ciężkim mozole widział, że jest tam, skąd wyszedł, że nic nie zrobił, albo poczynał zupełnie głupio i źle. To też daleki był od łatwej i bufońskiej krytyki życia tej dzielnicy. Przeciwnie, miał aż nazbyt może wiele szacunku dla wszystkiego, co tchnęło inicyatywą i pracą. Za przykład służyć mogło jego pokłonne zwracanie się w stronę poznańskiego. Zorganizowana praca poznańczyków, ich znakomite kooperatywy rolne, związki i organizacye, ich defensywa na wyłomie, zasłaniająca całość narodu, ciągnęła ku sobie jego duszę. Nie Galicya, lecz właśnie poznańskie zdało mu się być