Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

zadał sobie pytanie, co robi na świecie, co robi ze swem życiem, które jest jedno, a uchodzi, — »fugge tuttavia«... Cóż wynikło z zamysłów sprzęgania dzisiejszego życia polskiego z życiem Francyi ludowej, Włoch i Anglii, bijących taranami wielkich, wciąż wzrastających ruchów robotniczych? Tam »tajne brzemię lat« w boleściach i męczarni »wydaje płód«, który staje się cudem i »rozraduje świat«... Tu, w Galicyi i Poznańskiem przemysłu niema, więc z jakichże elementów składać »syndykaty«? W Królestwie są robotnicy różnych zawodów, lecz znowu związków zakładać nie wolno. Wzamian tego jest nieco sklepików »chrześcijańskich«, szumnie i z przesadą zwanych »kooperatywami«..
Cóż wynikło z zamysłów budowania świątyni dzisiejszego świata pracy nowoczesnej »Notre-Dame« ludu, kościoła, który przecie miał być poczęty w duchu i stworzony, jako pomnik i świadectwo tego wieku? Owszem, — robi się w biurze karyerowicza, »mistrza« na Galicyę i Lodomeryę, wyliczenia i rzuty na willę mechesa, zbogaconego w szwindlach, dokonanych właśnie na »ludzie«. Willa będzie w stylu »włoskiego odrodzenia«. I owa aryańska wieża, — wstrzymajcie się od śmiechu, miłosierni! — więcej »literatury«, niż kamienia i cementu. Cóż z projektowanych spojrzeń na całość polską w pomyśle »socyologii praktycznej«? Tworzą się w Galicyi stowarzyszenia i spółki do popierania przemysłu, po trzy tegosamego zakresu i gatunku na każdą partyę, ażeby każde miało lokal, prezesa i urządzało w trzecim terminie, bez względu na ilość zgromadzonych, zebranie dla stwierdzenia deficytu i nieobecności członków. — Zupełnie, jak w paryskiej kolonii. — Przemysłu, handlu, intenzywnej pracy zbiorowej — ani za grosz. Lud po staremu wielką rzeką płynie w poszukiwaniu »kominów«, uchodzi z ojczyzny, ażeby wykonywać wśród obcych najcięższe, najostateczniejsze trudy, palić się w ogniu wielkich pieców, kopać w najgorszych podziemiach, najzjadliwszymi gazami oddychać, zarabiać na chleb w warunkach ostatnich, bez opieki, bez znajomości języka, w pogardzie.
Nienaski szedł właśnie ulicą świętego Jana i patrzał na lśniące bajoro, oddawna nie zamiatane, gdy żebrak na rogu zaułka wyciągnął doń rękę, owiniętą w skwawioną szmatę. Skrwawiona