Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/234

Ta strona została uwierzytelniona.

Nigdy! Gdyby brat każdego włóczykija, co się w górach wałęsa popróżnicy, pasł swoją racyą, toby i robota ustała...
— Już ja tam z moją tuszą obstoję. Jest z czego chudnąć. Niech-że też pan nie pogardzi, choć to i czarny... Wjeść się, to on dobry naprawdę! A co do sera, to drugiego tej smakowitości na świecie nie znajdzie.
Było coś pociągającego w tem zaproszeniu. Poprzez duszę Ryszarda przeniknęło się i zgasło ni to widzenie i odczucie troskliwości matki, ni to żywa jawa opieki ojca. Wzwyczajony do stołowania się w jadłodajni, do płatnej usługi, lub zdawkowego, towarzyskiego ugrzecznienia, przez chwilę czuł tchnienie i woń miłości. Pomyślał, a raczej czuł, w głębi siebie ojca i matkę. Zakonnik swemi wielkiemi rękoma rozłamał partykę chleba. Skóra tych rąk od roboty w kamieniu zgrubiała, jak jucht, a spękała się i łuszczyła, nie inaczej, niż kora starego drzewa.
Mówił wesoło:
— Żeby żadnej krzywdy i racyi do wymówek nie było, — po sprawiedliwości. Tu chleba tyle, tu tyle. Tu sera tyle, tu tyle. Będzie zgoda?
— No, musi...
Spożywali w milczeniu dziwnie — przedziwnie dobry chleb i ser, aż do ostatniej kruszyny. Wtedy zakonnik znowu troskliwie zagadnął :
— Moja rada — nie zwlekać! W tak przemoczonem odzieniu nie strzyma! Ziąb chwyci, dreszcz opanuje — i bieda!
— Jabym już może i wytrzymał teraz, bo najgorsze ziębienie przeszło, żeby mi oto brat dał się rozgrzać.
— Gdybym to mógł czem! Nic tu nie mam! Na miły Bóg! Taka rzecz, jak przeziębienie, to gorzałki tęgiej kieliszek, — choć to i grzech, a przecie — jedyne! Ale tego tu u nas ani zbyli! Chybabym zbiegł w doliny do propinacyi, ale to będzie tam — nazad godzina czasu. Nadto niemam rozkazu takiej rzeczy użebrać, a grosza przy duszy nie posiadam, jako klasztorny człowiek...
— Et, tam wódka! Gdyby mi brat pozwolił młotem popracować z godzinę, tobym się może i rozgrzał...