Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/240

Ta strona została uwierzytelniona.

— Szukałem i ja na nędze świata sposobów. Kołatałem, może nawet biłem we drzwi pięściami...
— Doprawdy?
— Podnosiłem ów głos zuchwałego bólu, który w pańskich słyszę żądaniach.
— I cóż? Nie przedarł się ten zuchwały głos przez bagnety żołnierzy, które strzegą dostępu do ucha namiestnika Chrystusa na ziemi?
— A czyż gdziekolwiek na ziemi lepiej? Wódz niemieckiego socyalizmu, August Bebel, umierając, zapisał milionowy majątek swemu spadkobiercy, choć przecie przez całe życie przeciwko takiemu właśnie spadkobraniu wojował słowem.
— Niemiec!
— Niemiec? I cóż to za wytłomaczenie? Krótko powiem: nie znalazłem na ziemi dla siebie innej drogi, tylko tę, na której spotkałeś mię, panie, — i innej roli, tylko tę: tłuc kamienie.
— I to jeszcze nie zupełna prawda! Ktoś »starszy« posłał tam »brata«, na tę drogę, ktoś »bratu« kazał tłuc kamienie.
— Nie. To nie jest tak.
— Jakże?
— Jeszcześ jest, panie, w sile lat. Nie wiesz, co jest zespół myśli, które zostały przeżyte, wyciśnięte z życia. Nie umiem mówić zrozumiale, ani wyraźnie, ani obrazem. W grono tych myśli starych, które rozpacz wewnętrzna pożerała i którą paliła raz wraz widokiem rozpacz z zewnątrz przychodząca, weszła łaska Boga miłości, która jest skarb nad skarby. Pokora.
— A wiem, wiem!
— Panie! Albo wiesz w istocie i wtedybyś od niej nie uchodził naprzód ani wstecz, — albo nie wiesz rzeczy samej, tylko imię.
— Znam jej istotę i, przepraszam za szczerość, — nazwę ją po imieniu. Jest to egoizm. Życie jądra orzecha za skorupą.
— Czyliżby taki owoc wydała ta miłość, z której, jakoby z żywej gałęzi, zmoczonej łzami, wyrosła miłość moja?
Głos ten był spokojny i rozważny, a brzmiał w ciszy lasu, jak skarga bolesna. Nienaski perorował głośno: