historyę, lepiej, niż narrator. Umiał ją na pamięć. Słuchał jednak z przykniętemi oczyma, jakby nie wiedział o niczem. Lecz przed wzrokiem, cofającym się dalej a dalej, miał swe żelazne łóżeczko, otoczone balustradą z zielonej sznurowej siatki, — widok małego pokoju... Niski sufit z wymalowanym tłustym amorkiem, z którego brzuszka wybiega hak starej lampy wiszącej. Klosz zielony z wierzchu, matowy z dołu, wieczny kopeć na ciałku i twarzy tego pulchnego amorka... Stolik ojcowski i stary, poczciwy kochany fotel... To ojciec w dobrym humorze opowiada historyę o nabożeństwie w pracowni, o modelkach, których majtki i koszule wiszą na stalugach... Malarze drwią, dowcipkują, puszczają niezrównane kawały, modelki zanoszą się od śmiechu na widok nabożeństwa »mnichów«, z których jeden jest »niespełna rozumu«, na drewnianej nodze zdziwaczały malarz, a dwaj inni, to jakieś wywłoki, czy ex-bandyci z rowów, albo glinianek mokotowskich. Jeszcze w uchu brzmi litewska ojca wymowa, jego srebrzysty śmiech, przepuszczony przez te łzy natrętne, co mu zawsze w śmiechu przeszkadzały, kapiąc w najniewłaściwszem miejscu z oczu na brodę, siwemi nićmi przetkaną. Ta klechda domowa, ta wieczorna, przedsenna »skazka« na dobranoc o malarzach-współpowietnikach i o mnichu na szczudle, — zatracona w wirze życia, a teraz z zewnątrz podana — jakże się sercu nagodziła! Perła zagubiona, która się oto znalazła... Przytuliło się do samotności serca podanie, jak rzecz swoja własna, dopasowała się doń i zrosło z niem w jedno rodzone.
Brat Tytus ciągnął dalej:
— Tam to, w kącie pracowni zaczął się i powstał nowy zakon, a związał pierwszy klasztor.
— Pierwszy? A czy jest ich już więcej?
— Zakon jest jeden, lecz ma wiele domów, w każdem prawie większem mieście.
— Co to jest za zakon i na czem polega jego reguła?
— Najgłówniejszem jego zadaniem jest walka ze złem, wydzieranie dusz ludzkich z zepsucia, a ciał z upadku. Dążeniem głównem jest powracanie tych dusz niebu i anielstwu. Zadaniem niejako ziemskiem jest to, co czynił założyciel od samego początku:
Strona:PL-Stefan Żeromski-Nawracanie Judasza.djvu/255
Ta strona została uwierzytelniona.