rzu wiejskim. „Wielcy pisarze będą potrzebni: alboż nie jednoczą wiedzy, daru spostrzegania i głębokiej znajomości serca ludzkiego?“ Kto wie, może zostać nietylko wielkim pisarzem, ale i wielkim obywatelem! Jedynie miłość i sława zdolne są wypełnić ogrom jego serca, — spowiada się siostrze, jedynej, która go nie wyszydzi, której może się zwierzać z takiemi myślami.
Życie jego w owej porze jest bardzo niewinne, jak życie d’Artheza (Stracone złudzenia), jak życie Rafaela de Valentin. Samotność, praca... Czasem — wielkie święto! — teatr na najtańszem miejscu, skromna uczta skoro z domu nadejdą jakie smakołyki. Napozór ubóstwo wrażeń. Ale sam Paryż, ten Paryż który poznał aż do najmniejszego zaułka, który tak miał ukochać i zrozumieć, czyż nie starczy za wszystko? Chodzi po tych ulicach, jakże niepodobnych wówczas do dzisiejszego Paryża (Paryż Balzaka, który on tak wyolbrzymił, który stworzył poniekąd, był mniejszy od dzisiejszej Warszawy); widzi, słyszy i chłonie wszystko: budowle, ludzi, odgłosy ulicy. Ogarnia spojrzeniem horyzont miasta z wyżyn cmentarza Père-Lachaise, jak młody Rastignac w owem wspaniałem zakończeniu Ojca Goriot. „Spro-
Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/027
Ta strona została uwierzytelniona.