rzy jak zawsze. Tym razem ma w ręku majątek! Jest do nabycia odlewnia czcionek; Balzac kupuje ją do współki, za 36.000 franków. Znów pani de Berny jest jego wspólniczką i wnosi potrzebny kapitał. Balzac ma nadzieję rozwinąć dział drzeworytów, miedziorytów, stalorytów; nabywa nowe wynalazki. Wydaje bogate prospekty winiet, ornamentów drukarskich. Ale czegoś widocznie mu brakuje: on, który tak przepysznie umiał odmalować „króla komiwojażerów“ Znakomitego Gaudissart, sam nie umiał nim być. Po kilku miesięcach odlewnia stoi w obliczu bankructwa.
Bankructwo — we Francji zwłaszcza! — to było nie to co dziś, to była rzecz straszliwie poważna. Bankructwo było śmiercią cywilną przemysłowca, było niestartą plamą na honorze, bo uczciwość kupiecka była tarczą rycerską tego mieszczańskiego świata, z którego się Balzac wywodził. Niech czyta Cezara Birotteau, kto chce poznać, co się działo w jego duszy. Zawierzyli mu ludzie, których miał zawieść; utopił majątek rodziny i mienie kobiety którą kochał, a której miał zostać niewypłacalnym dłużnikiem. Położenie straszne, położenie takie, w jakiem ludzie mniej odporni kończą samobójstwem.
Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/051
Ta strona została uwierzytelniona.