Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/076

Ta strona została uwierzytelniona.

rekty. Aby wszystkiemu nastarczyć, ten człowiek o żelaznej woli gdy idzie o jego dzieło, wstaje o piątej rano, pracuje do piątej po południu, krzepiąc się czarną kawą (już wówczas wszedł pod władzę tego narkotyku, którego nadużywał i który go miał zgubić); kawą zmieloną drobno, sprasowaną, zimną i prawie bez wody, której potężne działanie sławi, kiedy kawa, „stykając się z tkanką czczego żołądka, skręca jego ssawki i brodawki i dręczy go jak pytonissa przywołująca swego boga... Zwoje nerwowe rozżarzają się, płoną i strzelają iskierkami do mózgu. Z tą chwilą, wszystko jest w ruchu: myśli manewrują niby bataljony wielkiej armji na polu bitwy, i zaczyna się bitwa. Wspomnienia maszerują z rozwiniętemi sztandarami; lekka kawalerja metafor formuje się we wspaniałym galopie; artylerja logiki nadbiega ze swym taborem i swemi kartaczami, dowcip rozsypuje się w tyralierkę, postacie wyrastają z ziemi...“ Tak pisał w Traktacie o nowoczesnych narkotykach, radząc wszakże ten środek jedynie ludziom bardzo silnym, o włosach czarnych i twardych i o śniadej cerze — słowem, jego własny rysopis. Takich fizjologicznych teoryj miał Balzac