w szlafroku, przy biurku, przy stole... I rzecz dziwna, ten człowiek tak prosty, tak poufale dozwalający do siebie przystępu, pozostaje wszakże, mimo tego zbliżenia, wielką tajemnicą, ma w sobie coś z żywiołu...
W liście swoim do księżnej d’Abrantès w r. 1828, Balzac pisze:
„Studjuję samego siebie jakby kogoś obcego. Same sprzeczności. Ktoby sądził, że jestem próżny, marnotrawny, uparty, lekkomyślny, niekonsekwentny, zarozumiały, niedbały, leniwy, roztrzepany, bez głowy, bez cienia wytrwałości, gadatliwy, bez taktu, źle wychowany, niegrzeczny, zgryźliwy, nierówny, będzie miał tyleż racji, co ten, ktoby powiedział, że jestem oszczędny, skromny, wytrwały, energiczny, pracowity, stały, milczący, subtelny, uprzejmy, wesoły, równy. Dochodzę wkońcu do wniosku, że jestem jedynie instrumentem, na którym grają okoliczności. Czy ten kalejdoskop pochodzi stąd, że w duszę tych, którzy silą się malować wszystkie uczucia i całe serce ludzkie, los wkłada wszystkie te uczucia, iżby mogli siłą wyobraźni odczuwać to co malują? Byłażby obserwacja jedynie rodzajem pamięci, wspomagającej tę ruchliwą wyobraźnię? Zaczynam w to wierzyć“.
Tak, Balzac to cały świat. Jest w tym
Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/144
Ta strona została uwierzytelniona.