Strona:PL-Tadeusz Żeleński-Balzak.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

jego barwi się świeżym rumieńcem. Nie chce wątpić ani na chwilę, żeby się coś mogło zmienić. Myśli tylko o tem, aby jak najśpieszniej pognać do stóp ukochanej po nagrodę za tyle lat... niezłomnej wierności.
Ale w niej — jak widzieliśmy — coś jakby się przesiliło. Odzywają się naraz wszystkie wątpliwości, gorycze, które nazbierały się przez owe lata. Odpowiada, że chce się poświęcić cała szczęściu córki, boi się tego okropnego Paryża; wreszcie pisze mu nawet straszne słowa: „Jest pan wolny“. List ten zawinięto w list jednej z ciotek Ewy (zdaje się owej straszliwej ciotki Rozalji Rzewuskiej, która tyle krwi napsuła wielkiemu pisarzowi, zniechęcając doń panią Ewę) wymierzony — jak możemy się domyślać — przeciwko Balzakowi. Bo, z chwilą śmierci pana Hańskiego, cała rodzina jest zaalarmowana „aby Ewusia nie popełniła szaleństwa“. Ale nieporozumienie nie trwa długo: namiętna wymowa Balzaka zażegnała to wahanie Ewy.
Czemu on sam nie podąży do niej, aby obecnością swoją rozwiać resztki nieufności? Nie może... Nie mówiąc o własnej jego sytuacji, która broni mu w tej chwili, i to w zimie, tak dalekiej podróży, zjawienie się Bal-