Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/103

Ta strona została przepisana.

napróżno. Uparła się, chcąc gwałtem mnie odwiedzić; byłam zmuszoną sprowadzić ją tutaj.
— I dla tego, że ta pannica weszła do ciebie nieproszona i nie pytana, zastałam cię tonącą w łzach?
— Nie inaczej. Ah! pani nie rozumiesz, nie możesz zrozumieć... Opuściłam cichaczem magazyn, chroniąc się tutaj do tej wstrętnej dziury, sądząc, że ukryję się przed oczami natrętnych i ciekawych; że mnie tu zostawią w spokoju dawniejsze znajome i koleżanki, i nie dowiedzą się nigdy... Teraz wszystko skończone!...
Gabrjela załkała na nowo.
— Patrzcież państwo! — pomyślała Solange, widząc jak wielką korzyść może wyciągnąć z obecnego położenia Gabrjeli — nie liczyłam wcale na taką pomoc niespodziewaną. Na prawdę i traf jest w zmowie ze mną.
Dodała głośno, zwrócona do biednej Gabrjeli:
— Jeżeli tak rzeczy stoją, moja ślicznotko, pojmuję twoją rozpacz.
— Obiecała wprawdzie Łucja, nie wspomnieć o mnie nikomu. Ale niby to ja jej nie znam? Nie utrzyma tajemnicy, wypaple co do joty i cały magazyn dowie się o moim wstydzie!
— Wielomówność jest wadą młodych dziewcząt, a nawet kobiet w ogólności — wtrąciła Solange od niechcenia.
— Tak, zapewne. Oh! Łucja uczyni to, nie przypuszczając może, jaką mi tem krzywdę ciężką wyrządzi, gdy opowie innym o mojem obecnem położeniu!
— Że nie zatai niczego, jestem święcie o tem przekonaną, moja droga Gabrjelo.
— I niebawem zaczną mnie napadać wszystkie panny z magazynu, przypatrując się niby jakiemuś ciekawemu zwierzątkowi... Oh! to coś strasznego! — jęknęła boleśnie, kryjąc twarz w dłonie.
Solange uśmiechała się tak samo jak szatan kusiciel, popychający niewinną Małgorzatę, w ramiona Fausta. Zbliżyła się po chwili, i wzięła Gabrjelę za obie ręce, odsłaniając jej twarz w łzach skąpaną.