Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/107

Ta strona została przepisana.

— Ależ pani jesteś wcieloną Opatrznością! — wykrzyknęła z zapałem Gabryela.
— Twoją na dziś ślicznotko — wtrąciła intrygantka z jej właściwą zuchwałością i obłudą.
— Nie chcę pani odmówić — odpowiedziała Gabrjela. — Uczynię wszystko, czego żądasz, tylko....
— Mów śmiało....
— Nie chciałabym próżnować i być pani ciężarem; proszę więc z góry o wiele roboty.
— To już ułożone... Nie mając sługi, będziemy dzieliły sprawiedliwie domowe trudy.
— Ah! nigdy i niczem nie potrafię odwdzięczyć się pani — zawołała Gabrjela. — Obsypujesz mnie dobrodziejstwami!
— Jeżeli tak ci o to idzie Ello... kochaj mnie troszeczkę.... Nie żądam od ciebie innej nagrody — wtrąciła Solange.
— Oh! już panią kocham... bardzo nawet... — szepnęła nieśmiało młoda dziewczyna.
— Nareszcie! — wykrzyknęła komedjantka z radością i wzruszeniem udanem po mistrzowsku. Znalazłam towarzyszkę i przyjaciółkę, o jakiej dawno marzyłam!
Otworzyła szeroko ramiona.
Rzuciła się w nie Gabrjela, łkając spazmatycznie! Gdy uspokoiła się cokolwiek — rzekła słodko Solange.
— Jeszcze tylko tę jednę noc spędzisz droga moja Ello, w tej strasznej norze. Dziś wieczór, a najdalej jutro rano, spakuj twoje rzeczy. Jeżeli uznasz to za potrzebne, możesz uprzedzić gospodarza domu, że się jutro wyprowadzasz. Gdyby pytał o cokolwiek, najlepiej wcale mu na to nie odpowiadać. Jutro przyjadę po ciebie powozem. Godziny oznaczyć nie mogę; czekaj na mnie mniej więcej... od piątej po południu.
— Nie potrzebuję długiego czasu, aby zebrać moje manatki — uśmiechnęła się smutno Gabrjela. — O piątej godzinie będę czekała z kuferkiem gotowym.
Solange opuściła Gabryelę, nie mając nic więcej do powiedzenia i nie posiadając się z radości, że się jej tak wszy-