zniesiemy kufer we dwoje, aż do najbliższej stacji dorożek. Najmiesz tam jedną z nich, i pojedziesz zanocować w Asnières.
— Ponieważ sobie tak życzysz — rzekła Solange pokornie — nie mam nic do zarzucenia planowi, przez ciebie ułożonemu.
— Tym sposobem moja kochana, wejdziesz do domu, nie zwróciwszy na siebie niczyjej uwagi cicho i skrycie. Nikt z ciekawych sąsiadów nie podpatrzy ciebie. W dodatku, zyskasz na tem cały dzień czasu, aby rozpatrzeć się w domu, zapoznać się ze wszystkiemi kątami, od strychu aż do piwnicy, powkładać klucze w zamki i przygotować się na przyjęcie naszej drogocennej Gabrjeli.
— Ponieważ nie pokażę się w Paryżu przez kilka miesięcy, jakże mam się z tobą porozumiewać?
— Pomyślałem i o tem. Każdej niedzieli na wieczór, udam się do Asnières. Prócz głównego wejścia, jest boczna furtka w głębi ogrodu, wychodząca na puste pole. Tam będę czekał na ciebie, pomiędzy dziesiątą a jedenastą przed północą. Później, im będzie bliższym termin rozwiązania, przyjdę i codzień, jeżeli okaże się to potrzebnem:
— Dobrze.
Włożyła przed zwierciadłem kapelusz na głowę, zarzuciła na ramiona płaszcz, i rzekła zwracając się do Blaireaua:
— Jestem zupełnie gotowa.
W kwandrans później, para tęgich koni unosiła galopem pannę Solange wraz z kufrem w stronę Asnières. Blaireau zaś z rękami w kieszeniach, z cygarem pomiędzy zębami, szedł sobie zwolna wzdłuż bulwarów; niby spokojny i poczciwy mieszczanin używający przechadzki po objedzie.
Nazajutrz o zmroku, zatrzymał się znowu powóz przed ustronnym domkiem w Asnières. Solange przywoziła w nim Gabrjelę.