Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/11

Ta strona została przepisana.

— Na nieszczęście — dodał — już może teraz za późno.
— Przez niego, jak przez innych, margrabia skazany na śmierć — pomyślał de Perny.
Lekarz podał mu rękę.
— Opuszczasz mnie? — rzekł mu pan de Perny.
— Tak jest. Muszę dziś odwiedzić jeszcze jednego chorego dosyć daleko ztąd.
— Wrócisz jutro?
— Tak jest. Jeszcze słówko: Gdyby pan margrabia de Coulange chciał coś zarządzić, byłoby dobrze...
— To dobra rada; dziękuję, nie zapomnę o niej.
Lekarz skierował się do drzwi. Pan de Perny wyszedł za nim.
Margrabia de Coulange leżał nieruchomy. Oparł głowę na fotelu i zamknął oczy.
Głębokie milczenie panowało w mieszkaniu chorego.
Nagle dał się słyszeć lekki szmer. Drzwi boczne otworzyły się powoli i młoda kobieta cudnie piękna stanęła na progu. Wzrok jej słodki i smutny zatrzymał się na chorym. Westchnąwszy cicho, weszła do pokoju. Następnie, rzuciwszy trwożliwe spojrzenie za siebie, jakby się obawiała niepotrzebnego gościa, zamknęła drzwi jeszcze ciszej, niż je otworzyła.
Młoda kobieta była margrabiną de Coulange.
Lat zaledwie dziewiętnastu, raczej słuszna niż mała, miała kibić lekką, wysmukłą, a pod szlafroczkiem z niebieskiego kaszmiru, zarysowały się prześliczne kształty. Trudnoby było wyobrazić sobie czystszy i delikatniejszy profil. Piękność jej była taką, o jakiej marzą poeci, jakiej artyści wszędzie szukają. W jej ułożeniu, ruchach, uśmiechu, mowie, spojrzeniu. tkwił ten wdzięk czysto kobiecy, który czaruje i zachwyca.
Nigdy włosy piękniejsze nie wieńczyły bardziej szlachetnego czoła. Policzki miała różowe, nos kształtny; usta karminowe były zachwycające: zęby miała drobne, równe i jak mleko białe. Blask jej wzroku sprawiał wrażenie ciepłego, miłosnego promienia, płynącego z jej wielkich niebieskich oczu.