— Nic łatwiejszego — odpowiedziała. — Spakuję napowrót wszystko do kufra i każę zabrać z domu, gdy sama się z niego wyniosę.
— Sposób jak najgorszy! — wtrącił Blaireau opryskliwie. — Nie podobna sprowadzać powozu, bo byłoby połączone z wielkiem niebezpieczeństwem.
— Cóż więc zrobię z rzeczami?
— Na przyszły tydzień będę przychodził do Asnières codziennie. Ty mi przygotujesz pakunek niezbyt duży, który ja wyniosę pod pachą.
— Tak... tak... A kufer?
— Mogłabyś go zostawić w domu do licha. Lepiej jednak zrobisz, paląc go, a zamek i zawiasy zakop w ogrodzie.
— Zastosuję się we wszystkiem do twojej woli.
— Na dziś nie mam ci nic więcej do polecenia.
— Ale ja miałam cię jeszcze o coś spytać.... Aha.... już wiem!... Czy mam sprowadzić akuszerkę?
— Lepiejby było, gdybyśmy mogli obejść się bez niej. To jednak jest czystem niepodobieństwem. Potrzebujemy dzieciaka zdrowego i silnego. Nie można więc narażać go w ostatniej chwili na niebezpieczeństwo. Zresztą, zastanowiwszy się nad wszystkiem dokładnie, nie widzę, w czemby nam miało zawadzić, sprowadzenie owej jejmości... Po skończonej historji, płaci się babie i kwita!
— Czy kupić kołyskę?
— Oh! to już wydatek zupełnie zbyteczny — bąknął Blaireau z szatańskim uśmiechem.
— A możeby to wzbudziło w dziewczynie pewne wątpliwości? Ma ona dużo sprytu i przenikliwości. Truchleję i tak co chwila, żeby się nie domyśliła całej prawdy.
— No! to kup wreszcie koszyk z łoziny za pół franka na targu.... Tego towaru dostaniesz wszędzie...
Po tych słowach rozłączyli się wspólnicy. Nazajutrz napisał Blaireau do Sostena de Perny:
„Zbliżamy się do terminu wiadomego... Musimy się ostatecznie porozumieć, co do ostatnich przygotowań. Trzeba wszystko na czas urządzić. Ludzie przezorni, nie spuszczają się na
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/123
Ta strona została przepisana.