Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/131

Ta strona została przepisana.

— Czy łaskawa pani mieszka daleko odemnie?
— Ależ o kilka kroków... Na ulicy Viell d’Argenteuil.
— Oh!... prawie obok mnie...
— Wynajęłam ten tam domek z ogrodem, i sprowadziłam się do niego z moją siostrzenicą.
— Ah! potrzebuje mnie zatem pani siostrzenica?
— Nie inaczej...
— Czy to młoda kobieta?
— Kończy dopiero lat ośmnaście. Przed rokiem wyszła za mąż. Jej mąż jest agentem handlowym. Nie ma go obecnie we Francji. Pisałam mu wczoraj o spodziewanym wypadku... lada chwila... Czekamy na niego dziś, jutro...
— Miejmy nadzieję, że stawi się na czas dla tak młodej kobiety, obecność męża w tak ważnym wypadku, jest zawsze nader pożądaną. Dodaje ona żonie otuchy i uzbraja w męztwo potrzebne do zniesienia cierpień strasznych, o których biedna nie ma pojęcia.
— Zatem do prędkiego zobaczenia się.
Solange pożegnała akuszerkę, nie podnosząc więcej kwestji przyjazdu męża domniemanego.
W tydzień później, w chwili, gdy układała się do snu Gabrjela, uczuła pierwsze bóle, zapowiadające bliskie rozwiązanie. Solange pobiegła czemprędzej po akuszerkę. Na szczęście zastała ją w domu. Po rozmowie z chorą i dokładnem opatrzeniem, odeszła mówiąc:
— Dziecko nie przyjdzie na świat, jak jutro około południa. Położę się więc, a do dnia stawię się tu.
Odprowadziła ją Solange kawałek drogi, potem pobiegła pędem do furtki. Blaireau czekał tam już na nią. Opowiedziała mu, co zawyrokowała na odchodnem akuszerka.
— Jeżeli to nastąpi aż jutro — mruknął — nie mam tu co robić. Wracam więc do Paryża. Nie będę mógł widzieć się z tobą jutro, aż po nocy.
Pamiętasz wszystko, com ci polecił?
— Pamiętam. Jutro mam się stawić z dzieckiem nad brzegiem Sekwany.