Sporządzono na poczekaniu metrykę, podpisaną przez mera, Sostena de Perny i dwóch świadków wiarogodnych.
Papier cierpliwy; pozwoli wszystko na sobie napisać; można zaś oszukać i ludzi najzacniejszych.
W ten sposób akt urzędowy, legalizował i uprawniał zbrodnię popełnioną!
Pani de Perny napisała długi list do zięcia, donosząc o przyjściu na świat syna. Nie omieszkała podać, że Matylda przyzywała przez ten cały czas męża w niebogłosy! że tęskni za nim niesłychanie, i że wszyscy żyją w najlepszej i błogiej nadziei zobaczenia wkrótce margrabiego zupełnie zdrowego i silnego, dzięki błogosławionemu wpływowi łagodnego klimatu na wyspie Maderze.
Nie zapomniała na końcu listu, o frazesie nieodzownym, w tym wypadku:
„Matka i dziecię, są zupełnie w stanie zadawalającym, nawet mają macierzyńską troskliwość“.
Ze swojej strony doniósł o tym wypadku Sosten, doktorowi Gendron, z dodatkiem: — „Że tak wieś, jak i cała okolica, radują się przyjściem na świat, przyszłego ordynata de Coulange.
Gabryela zasnąwszy około dziewiątej, spała smacznie do szóstej zrana. Gdy nareszcie oczy otworzyła, uczuła się o wiele silniejszą i wypoczętą. Najpierw pomyślała o swoim synku, a na ustach zaigrał słodki i błogi uśmiech.
Pomimo, że słońce wzniosło się już wysoko na stropie niebieskim, w pokoju było prawie ciemno. Nocna lampka zgasła, a żaluzje u okien były pospuszczane. Kilka jednak słonecznych promieni, wśliznęło się przez szpary zaluzji, oświetlając pokoik wązką, jasną smugą, i padając wprost na firanki u łóżka.
— Musi już być późno — pomyślała Gabrjela. — Jak ja też długo zaspałam.