— No, to ci go zwrócą aniołkowie — wtrącił komisarz. — Powiedz mi tylko jak się nazywasz?
Potrząsła głową.
— Moje drogie dziecie, objaśnij nam jak się nazywasz, i gdzieś mieszkałaś, zanim cię sprowadzono do Asnières?
Milczała przez chwilę, jakby nad czemś dumała głęboko. Ściskała przytem głowę oburącz. W końcu odezwała się głosem stłumionym:
— Nie wiem... nic sobie nie przypominam i niczego....
— Błagam cię drogie dziecię, dla ciebie samej, zbierz myśli... staraj sobie przypomnieć! Nie wiem... zapomniałam — jęknęła żałośnie Gabrjela.
— Nie nalegaj na nią, panie komisarzu — rzekł smutnie lekarz — nie jest w stanie odpowiadać rozsądnie. Jej mózg jest okropnie wstrząśnięty... Zdaje mi się niestety! iż u niej zaczyna się tyfus.
Urzędnik odszedł z żalem od łóżka chorej. Co do ajenta Morlot, ten był rzeczywiście zrozpaczony.
Przed odejściem komisarz zrewidował oba pokoje najdokładniej. Daremnie jednak szukał wszędzie, przetrząsał każdą sztukę bielizny i kieszenie w sukniach chorej. Nie natrafił na nic, coby mogło mu wyjaśnić, kim była biedna, młoda matka, której wydarto dziecię tak podstępnie. Znaki na bieliźnie G. i L. nie wystarczały. Pomimo tego zapisał sobie dwie litery, tak komisarz jak i Morlot.
— Nie podpada wątpliwości — zauważył sprytny ajent — że gdyby ta nieszczęśliwa istota, była posiadała jakie ważne papiery, mogące skompromitować zbrodniarzy, to ci z pewnością zniszczyliby owe dokumenty.
Przypuszczenie ajenta, stwierdzał fakt, że wczoraj wieczorem pomimo dnia gorącego rozniecono umyślnie ogień na kominku.