Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/153

Ta strona została przepisana.

— Reguła bez wyjątku — mruczał Morlot. — Jeżeli kto w sierpniu pali na kominku, to tylko z powodu, że potrzebuje zniszczyć papiery kompromitujące.
Gdy komisarz spostrzegł sakiewkę na marmurze kominka, porachował skrupulatnie pieniądze. Było w niej trzysta dwadzieścia franków. Uczynił to w oczach lekarza i akuszerki. Następnie schował woreczek do kieszeni, mówiąc:
— Ta biedna istota, zostanie odtąd pod opieką sprawiedliwości. Ja sam podejmuję się płacić od dziś za jej utrzymanie i leczenie, dopóki zdrowia nie odzyska.
Jedna z kobiet obecnych, ofiarowała się pielęgnować chorą. Komisarz powierzył jej więc pieczę nad biedną Gabrjelą, pod warunkiem, że nie odstąpi jej na krok, i będzie spała obok w pokoju. Postanowił zresztą otoczyć dom czujną strażą. Rzekł do lekarza na odchodnem:
— Wszak mogę liczyć na ciebie panie doktorze, że otoczysz naszą interesującą i sympatyczną pacjentkę, wszelkiemi staraniami, jakich wymaga jej stan opłakany?
— Daję na to słowo uczciwego człowieka, panie komisarzu.
— Polecam ją i pani najusilniej — zwrócił się komisarz do akuszerki.
Była to zacna i serdeczna kobiecina, wypełniająca sumiennie obowiązki swego powołania. Od chwili, gdy pojawił się lekarz, oddała mu się cała na usługi.
Pomiędzy innemi szczegółami, dowiedział się komisarz od sąsiadów, kto był upoważniony do wynajęcia domu. Chcąc prowadzić dalej skrupulatnie śledztwo zaczęte, posłał wezwanie temu człowiekowi. Stawił się w biurze w godzinie, naznaczonej trochę przestraszony, nie wiedział bowiem jeszcze o niczem.
— Wszak trudnisz się pan i pośredniczysz w sprzedaży i wynajmowaniu domów w Asnières? — spytał komisarz.
Pak, panie komisarzu.
— Przed kilkoma miesiącami, pan wynająłeś dom z ogrodem, na ulicy Yielle-d’Argenteuil, nieprawdaż?
— Rzeczywiście, panie komisarzu.