Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/154

Ta strona została przepisana.

— Proszę mi opowiedzieć dokładnie, kto dom wynajął i pod jakiemi warunkami?
— Wynajęto z meblami dom cały wraz z ogrodem, na sezon letni, płacąc mi gotówką za sześć miesięcy tysiąc pięćset franków z góry. Ja nawzajem pokwitowałem odebraną summę.
— Komuż pan dom wynająłeś? — Pewnej wdowie, pani Trélat, która pragnęła spędzić lato w Asnières, z siostrzenicą, trochę cierpiącą.
— Znasz pan ją osobiście?
— Bynajmniej, panie komisarzu.
Mogę śmiało powiedzieć, żem ją widział tylko raz jakoś we dwa tygodnie, gdy się do domu sprowadziła.
— Nie jej więc wynajmowałeś pan ten dom?
— Przepraszam pana komisarza, jej przecie, nie komu innemu dom wynająłem, skoro na pokwitowaniu wymieniłem jej nazwisko. Tylko że pieniądze płacił mi jakiś mężczyzna.
Komisarz drgnął pomimowolnie, a Morlot przybliżył się aby nie stracić ani jednego słowa.
— Ten człowiek zatem?... zawołał urzędnik.
— Nieznany mi tak samo, jak i pani Trélat, której ma być bratem rodzonym.
— Pan więc nie wiesz, ani kim jest właściwie, ani gdzie mieszka?
— Najzupełniej panie komisarzu.
Urzędnik z ajentem zamienili spojrzenia, w których się czytało niejako te słowa:
— Nie dowiemy się nic znowu. Opisz nam pan przynajmniej tego człowieka — bąknął komisarz niecierpliwie.
— Przyjdzie mi to z trudnością, widziałem go bowiem raz jedyny, i to przez krótką chwilę. O ile sobie mogę przypomnieć, miał lat ze czterdzieści, wzrostu niskiego, tęgi, barczysty i przysadkowaty. Głowę miał ogromną i już mocno wyłysiałą, szyję grubą a krótką, kark tłusty, jak u wołu. Był wogóle potwornie brzydki. Ubrany elegancko, wyglądał na bogatego kapitalistę, żyjącego dostatnio ze swoich dochodów.