Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/158

Ta strona została przepisana.

— Stało się to dopiero po odejściu akuszerki — wtrąciła inna — ta bowiem wyszła z domu dopiero o dziewiątej wieczór.
Nie mylę się więc mówił dalej ów młody człowiek. — Dziecko uwieziono o dziesiątej w nocy.
Morlot zbliżył się doń, pytając:
— Zkąd pan wiesz, że to się stało o dziesiątej?... Czyś co widział lub słyszał?
— Słyszę po raz pierwszy o tym dziwnym wypadku ale patrzałem na to własnemi oczami...
— Cóżeś pan zobaczył?...
— Oh! opowiedz nam pan! — prosili razem z Morlotem wszyscy zgromadzeni.
— Oto tak się rzecz miała: Szedłem około dziesiątej brzegiem Sekwany, i dostrzegłem w pomroku, stojący nieopodal ekwipaż piękny, co się zowie!... Para koni rasowych parskała, żując niecierpliwie wędzidło i grzebiąc ziemię zgrabnemi nóżkami... Stangreta nie mogłem dojrzeć... Siedział na wysokim koziołku, z twarzą osłoniętą kołnierzem od płaszcza liberyjnego, i kapeluszem z szeroką kresą naciśniętym na oczy. Zdziwiłem się i pomyślałem: „Zkąd się też wziął w Asnières, taki pański powóz i zaprząg o tak późnej godzinie?... Zdjęła mnie ciekawość, i postanowiłem śledzić z daleka, na kogo powóz czeka i jak długo jeszcze tu pozostanie? Odszedłem kawałek drogi... wróciłem napowrót i ukryłem się za krzak, rosnący nad brzegiem rzeki... W chwilę później usłyszałem czyjeś kroki. Biegła szybko, dysząc ze zmęczenia, kobieta wzrostu słusznego, w czarnym płaszczu. Dążyła prosto do powozu. Obił się równocześnie o moje uszy, gruby głos męzki, nawołujący do pośpiechu. Widziałem dokładnie, że wysoka kobieta niosła jakiś pakunek.
— To było niezawodnie biedne niemowlątko! — westchnęła jedna z kobiet.
— Obecnie jestem tego pewny — rzekł stanowczo młody człowiek.
— Wysoka, czarno ubrana kobieta, wskoczyła do po-