krok naprzód. Codziennie z miną skrzywioną, jakby po zażyciu gorzkich pigułek, przeglądał pilnie i badał długo swoje zapiski. Nadaremnie mordował umysł; żadna myśl rozświecająca tajemnicę nie wpadała mu do głowy. Stawały mu zawsze na drodze przeszkody nieprzezwyciężone. Kilka razy sądził się bliskim celu i znowu zaczynał błądzić w ciemnościach.
Bądź jak bądź, nie powinna była na tem zbyt wiele ucierpieć jego miłość własna. Pocieszał się tem przeświadczeniem, że i jego koledzy choć sprytniejsi i bardziej niż on doświadczeńci, musieli dać za wygranę, uważając się za pokonanych.
Gdyby który z nich był potrafił uchylić bodaj koniuszek rąbka, zasłony gęstej, która okrywała sprawę tajemniczą; byłby siebie poczytał za ostatniego niedołęgę, który powinien ukryć przed światem swój wstyd i swoją głupotę na jakiejś wyspie bezludnej, na wzór Robinsona.
Przy końcu września Gabrjela fizycznie odzyskała zdrowie najzupełniej. Była tylko niesłychanie bladą, ale silną jak dawniej. Wszystkie funkcje cielesne, odbywały się u niej prawidłowo.
Rozmawiała czasem, nawet odpowiadała na pewne pytania jej zadawane; nie mogła jednak zebrać myśli rozpierzchłych i nic sobie nie przypominała z przeszłości. Władze umysłowe były niejako sparaliżowane, a w głowie chaos nierozplątany.
Oddano ją więc jako niespełna rozumu, do domu obłąkanych w Salpetrière.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
Pani de Perny i jej syn, byli u szczytu swoich pragnień i marzeń najśmielszych. Udało im się przeprowadzić plan we wszelkich szczegółach, i z dziwną zręcznością. Trzymali w rękach ów majątek, który chciwie pożądali, nawet jeszcze przed ślubem Matyldy. Teraz nie mógł on się im wymknąć.
Niezdolni w swej przewrotności do jakichkolwiek wyrzutów sumienia, nie czuli ani skrupułów, ani niepokoju. Nie