Sosthène zaczął się śmiać, co miało oznaczać, że jest tego samego zdania.
W piętnaście dni później, margrabia de Coulange, szalenie zakochany w Matyldzie, przyszedł do pani de Perny, celem proszenia o rękę jej córki.
Pani de Perny, bardzo zdziwiona, zdołała z trudnością opanować znakomicie udane wzruszenie. Zmieszanie, gra twarzy, wyraz spojrzenia, łza w oku, wszystko stanęło na wysokości swego zadania.
— Wybacz margrabio — przemówiła cichym głosem — ale to wszystko tak niespodziewane... Pańskie żądanie przynosi nam bardzo wiele zaszczytu, na nieszczęście jednak małżeństwo to jest niemożliwe.
— Więc panna Matylda nie rozporządza już swoją ręką? — rzekł margrabia i głos jego zadrżał ze wzruszenia.
— O, nie dlatego, panie margrabio.
— W takim razie....
— Zaraz pan zrozumiesz. Zapewne, moja córka ma wiele przymiotów; jest wykształcona, dobrze wychowana; nasza rodzina pod względem honoru żadnej innej nie ustępuje, ale pochodzimy z drobnej szlachty. Między nami a panem wielka różnica....
— Rozumiem, pani, tak jest, rozumiem, ile delikatności zawiera uczucie, któremu obecnie podlegasz; nie mówi jednak nic więcej. Od dawna już potrafiłem uwolnić się od wielu przesądów, a gdy chodzi o szczęście mego życia, radzę się przedewszystkiem mego rozumu i serca.
— Pozwól mi pan skończyć. Przed dziesięciu latami otrzymaliśmy straszliwy cios. Katastrofa pieniężna pochłonęła majątek mój i moich dzieci. Nie znajdujemy się w nędzy, dzięki niewielkiej kwocie, zapisanej nam przez moją daleką krewnę.
Co nic nie przeszkadza, że córka moja nie ma posagu.
— Oh! pani.
— Moim obowiązkiem było powiedzieć ci prawdę. W rzeczywistości więc jesteśmy ubodzy, i gdybym na nieszczęście
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/18
Ta strona została przepisana.