Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/184

Ta strona została przepisana.

Matylda wcale się nie zmieniła. Pozostała smutną i przygnębioną ciężkiemi troskami. Zapadała w ponurą zadumę, patrząc z trwogą śmiertelną w przyszłość. Ileż razy nie była w stanie pohamować się w żalu i wybuchała gorzkim płaczem!
Domyśliła się z łatwością, że jeżeli mąż nigdy nie wspomni jej o synie, idzie w tem za radą udzieloną mu przez chytrą teściową. Zapewne pani de Perny oszczędziła tym sposobem Matyldzie straszliwych katuszy, córka jednak nie była jej za to wdzięczną, tylko dziękowała w duszy margrabiemu, podziwiając jego dobroć, pobłażliwość, nadzwyczajną delikatność.
Otoczona najczulszemi staraniami męża, na jakie tylko może się zdobyć miłość prawdziwa, radaby była zapomnieć o wszystkiem i używać szczęścia domowego w całej pełni. Nadaremnie siliła się na to biedaczka. Wśród pieszczot z mężem, nieraz krew jej w żyłach ścinała się z trwogi, a serce prawie zamierało... Zycie młodej kobiety było na zawsze zatrute i szczęście podkopane. Jej przywiązanie do męża tak czyste, tak święte, zostało sprofanowane przez jej własną matkę i brata; niby powleczone śmiertelnym całunem. Ile razy pomyślała o tym synie, narzuconym im zbrodniczo, na którego margrabia robił już sobie najpiękniejsze nadzieje, wstrząsały nią dreszcze.
Czasem jednak, gdy mąż podwajał swoją czułość dla niej, wzruszona temi dowodami do głębi, nie miała dla niego dość słów uznania i wdzięczności. Zdawało się wtedy biednej, młodej kobiecie, że nagle rozszerza się w nieskończoność widnokrąg nad jej głową, a nagła światłość, niby promień słońca, przedzierający się przez gęstą i ponurą chmur zasłonę; rosprasza otaczające ją ciemności. Ożywiała się na chwilę; oczy nabierały dawnego blasku, a usta rozchylał uśmiech rozkoszy.
Dla margrabiego było to radością bez granic; zaczynał się na nowo łudzić błogą nadzieją, że szczęście ich odżyje niebawem w całej pełni!
Niestety! był to zawsze u Matyldy błysk przelotny; zapominała tylko na krótko o bólu i trosce przygniatającej ją swo-