Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/192

Ta strona została przepisana.
II.
Zerwane więzy.

Zaraz po obiedzie, Matylda zamknęła się u siebie. Potrzebowała samotności zupełnej, aby wzmocnić się na duchu, i skupić myśli, wirujące po mózgu, chaotycznie.
Oh! tym razem nie otaczały jej ciemności; czuła się cała przenikniona światłością nadziemską, która jej wskazywała drogę na przyszłość. Otrząsała się nagle, niby z długiego letargu. Zaczynało się dla niej nowe, czynne życie.
Uczuła w sobie dawną energię i odwagę, mogącą stawić czoło wszystkim i wszystkiemu. Teraz nie ugnie się przed nikim, i potrafi uwolnić się od jarzma, krępującego dotąd jej wolę.
— Nie zapomnę nigdy... nie mogę zapomnieć niestety... — powtarzała w duchu. — Jeżeli jednak jako żona, okazałam słabość niegodną, jako matka, potrafię być silną i niezwalczoną.
Pomyślała, czy nie nadeszła chwila jedyna, aby wyznać mężowi całą prawdę. Zastanowiła się spokojnie, i na zimno, jakieby mogły z tego skutki wyniknąć. Gdyby nie szło o nic więcej, jak o wypędzenie z pod ich dachu obcego dziecka, raz na zawsze; nie byłaby się zawahała ani chwili. Ten syn, narzucony im zbrodniczo, nie tylko miał prawo do połowy majątku olbrzymiego, do tytułu, należącego się jej własnemu dziecku; ale, co najgorsza, zabierał w sercu margrabiego miejsce i czułość, do czego nie mógł sobie rościć najmniejszej pretensji.
Urzędownie atoli, to dziecię, o którem nie wiedziała nawet, kto je rodzi i zkąd pochodzi, miało prawa ustawami zastrzeżone. Niepodobna było odebrać mu tychże, nie wywołując ogromnego skandalu. I nie koniec na tem. Popełniono zbrodnię; byli winowajcy... a gdy raz sprawiedliwość ludzka zacznie karać, idzie naprzód, nie pytając o nic, i o nikogo... Widziała nieszczęśliwa kobieta, swoją matkę i brata w sali trybunału, na ławie oskarżonych, wobec „Sądu przysięgłych“;