a siebie i margrabinę de Coulange, zmuszoną świadczyć przeciw nim! Zapewne oboje nie zasługiwali na litość; czyż mogła jednak przyczyniać się do straszliwego wyroku, spadającego na jej najbliższych?
Matylda znajdowała się dotąd w tem samem kole zaczarowanem, i bez wyjścia. Miałaż własnoręcznie otwierać bramy więzienne, przed matką i bratem?
— Nie — pomyślała po głębokiem rozważaniu całej sprawy. — Zaczekam z tem jeszcze... zobaczę... namyślę się... Bóg mnie natchnie ostatecznie, co mam uczynić!.... Brakuje mi dużo szczegółów, o których nie wiem zupełnie, i muszę je wpierw zbadać!.... Oszukuję wprawdzie dalej mego męża, ale jakże srogo jestem za to ukaraną! Jezusie najmiłosierniejszy! — dodała z rękoma załamanemi. — Ty widzisz najskrytsze tajniki mojej duszy; osądź mnie i ulituj się nademną!
Uklękła, wysyłając w niebo gorącą, rzewną modlitwę. Jeszcze nie dokończyła tejże, gdy zapukano do drzwi z cicha. Podniosła się i poszła otworzyć, Pukał margrabia. Zawsze troskliwy i niespokojny o żonę, chciał się przekonać osobiście, czy przypadkiem nie zrobiło jej się słabo.
— Jakiś ty dobry mężusiu! — czule odrzuciła. — Uspokój się mój drogi, jestem zupełnie zdrową.
— Cieszy mnie to niewymownie.... opuściłaś nas jednak tak nagle....
— Potrzebowałam samotności, aby skupić myśli.
— Zawsze twój pociąg do marzeń, do smętnej zadumy, kochana żoneczko! — rzekł mąż z lekkim odcieniem wyrzutu.
— Nie drogi Edwardzie... z innego powodu, zamknęłam się w moim pokoju... Pan Gendron nie wspomniał ci dotąd o niczem, chcąc mnie zostawić całą przyjemność, w oznajmieniu radosnej nowiny...
— Cóż to takiego?
Zarzuciła mu na szyję ramiona.
— Podzielisz ze mną szczęście niepojęte... nadziemskie... jestem w stanie odmiennym!
— Ah! to nowe błogosławieństwo niebios! — wykrzyknął mąż tuląc żonę namiętnie do piersi.
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/193
Ta strona została przepisana.