Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/214

Ta strona została przepisana.

— A więc kiedy wszystko skończone jak najpomyślniej, siadajmyż do stołu i bawmy się wesoło — rzekł margrabia, a mimochodem szepnął żonie do ucha:
— Droga Matyldo znajduję cię coraz ładniejszą, Wyglądasz dziś czarująco! Na wsi, tak w pałacach, jak i na folwarku, zwykle wszyscy udają się wcześnie na spoczynek. Wyjątek stanowią większe zebrania, wtedy i w pałacach zabawa przeciąga się często do białego dnia.
Pani de Perny odeszła przed dziesiątą, a za nią zabrali się również Sosten i Gendron, pozostawiając w pięknym, letnim salonie — sam na sam młode małżeństwo.
— Nie wiem, czy się nie mylę droga Matyldo — przemówił margrabia — zdawało mi się bowiem, że twoja matka była tak jakby nie swoja dzisiejszego wieczora. Zauważyłem w niej pewien rodzaj jakby przymusu i pomięszania. Musiało jej coś strzelić do głowy... jakieś smutne i niepokojące myśli. Dostrzegłem również, że unikała twego wzroku, jakby się go lękała. A i ty, moja pieszczotko, miałaś dziś w spojrzeniu coś niedającego określić się, jakiś ogień nienaturalny...
— Oh nie skarżę się na to, a tem mniej nie myślę czynić ci z tego powodu wyrzutów, Czuję się zbyt szczęśliwym tem twojem ożywieniem, które zwiastuje w tobie nowe życie niejako! Co zaś do Sostena, to on był wprawdzie wesoły.... prawie nadto wesoły... Wybuchał co chwila głośnym śmiechem bez żadnego powodu, ale ta jego wesołość dziwnie mnie rozstrajała, bo robiła wrażenie, jakby się do niej gwałtem przymuszał... Powtarzam, mogłem się mylić w moich spostrzeżeniach... Może i ja byłem dzisiaj jakiś zdenerwowany, patrzący na wszystko zbyt czarno. Chcąc to wyświetlić, dzielę się z tobą mojemi spostrzeżeniami. Tak, moja teściowa, jak i Sosten, wydali mi się zupełnie nieswoi... coś zatem ważnego musiało przyczynić się do tego.
— Nie omyliłeś się wcale kochany mężu — odpowiedziała Matylda. — Matka moja była rzeczywiście zmięszana i niezadowolona, a Sosten udawał tylko wesołość. Powód ten sam, tak co do matki, jak i co do mego brata.