Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/231

Ta strona została przepisana.

— Dziękuję pani, za udzielenie mi tych szczegółów — przemówił.
— Czy zadowolniły one pana?
— Poniekąd... nie tak jednak, jakbym pragnął. Na nieszczęście, nic w pani opowiadaniu nie wprowadza nas na ślad owej kobiety, która wobec ciebie kazała się nazywać Felicją Trélat.
— Nie zataiłam niczego, panie sędzio.
— Jestem o tem przekonany, Nie możesz pani opowiedzieć nam tego o czem nie wiesz sama. Mniejsza o to! Zaczniemy szukać na nowo.
— I ja będę szukała z mojej strony tej niegodziwej kobiety! — pomyślała Gabryela.
Po chwili milczenia, przemówił sędzia:
— Pani wiesz, gdzieś się dotąd znajdowała?
— Wiem panie sędzio.... Nie tajono tego przedemną, żem była przez czas jakiś obłąkaną. Umieszczono mię więc w Salpetriére.
— Obecnie, skoro panią uleczono, nie mogą zatrzymywać cię tu dłużej. Dziś... jutro, musisz oddalić się stąd Gdzież zamieszkasz?
— Nie pomyślałam dotąd o tem, panie sędzio.
— Czy przyjmiesz pani radę odemnie.
— Ależ najchętniej, panie sędzio.
— Powróć zatem do twego ojca, moje biedne dziecię.
Gabryela spuściła głowę.
— Rozumiem — wtrącił sędzia — nie chcesz mi pani powiedzieć wręcz, że nie usłuchasz mojej rady, co?....
— Możebym i powinna tak uczynić panie sędzio. Wyszłam jednak z domu mego ojca, aby tam już nigdy nie powrócić.
— Masz pani w tem swoje powody, które wypada mi uszanować, Jesteś zupełnie wolną, uczynisz co uznasz za stosowne, jeżelibym jednak potrzebował wezwać ciebie w jakie ważnej sprawie, muszę wiedzieć, gdzie się pani umieścisz, wyszedłszy z Salpetrière.
— Nie oddalę się wcale z Paryża, panie sędzio.