— Dobrze.... ale Paryż jest ogromny.... i gdybym nie miał pani adresu?....
— Nie wiem panie sędzio, gdzie zamieszkam. Skoro jednak umieszczę się na stałe, nie omieszkam posłać panu swój adres do biura sądowego.
— Doskonale. Tylko nie zapomnij pani o swojej obietnicy. Musiałbym bowiem w razie przeciwnym szukać jej przez policją.
...Teraz nie mam już nic więcej do mówienia z panią. Możesz odejść.
Wstała Gabryela, żegnając ukłonem, pełnym godności, naprzód sędziego, potem komisarza policji. Krokiem wolnym skierowała się ku drzwiom i wyszła.
Tego samego dnia pod wieczór, dyrektor szpitalu poprosił do siebie Gabryelę. Przyjął ją w gabinecie, wskazał jej krzesło naprzeciw siebie, i tak przemówił:
— Urzędnicy, którzy badali panią przed chwilą, mówili mi dużo o niej. Jak ja, jak zresztą wszyscy w tym zakładzie, pan sędzia i komisarz, zajmują się serdecznie dalszemi losami pani. Radził pani sędzia powrócić do domu ojca. Nie zataiłaś przed nim, żeś spaliła mosty za sobą, i nie możesz tam powrócić. Odjechał bardzo zaniepokojony jej przyszłością. Podzielam i ja ten jego niepokój. Wychodząc stąd, ujrzysz się pani samotną, bez żadnej opieki. Cóż poczniesz bez pomocy w tem olbrzymiem mrowisku, nazywającem się Paryżem; gdzie na każdym kroku, może napotkać poważne niebezpieczeństwo, kobietę młodą i zupełnie opuszczoną. Ani przeczuwasz pani, ile czyha na ciebie w ukryciu bolesnych zawodów, ułud rozwianych bez powrotnie, w tem mieście, gdzieś już tyle wycierpiała!... Oto w jakiem znajdujesz się położenin. Błagam więc panią usilnie, chciej się nad tem zastanowić. Co chcesz czynić dalej? Czy znasz może w Paryżu jaką