ściwy.... Powiedz mi więc z łaski swojej panie dyrektorze, kiedy wypuścisz na świat twoją pacjentkę?
— Panna Liénard opuściła nasz dom przed kilku godzinami....
— Jakto?... Już jej tu niema?! — wykrzyknął Morlot osłupiały. — Jestem zrozpaczony panie dyrektorze!.... Dokądże odjechała?...
— Nie powiedziała tego nikomu, ż tej prostej przyczyny, że wyjeżdżając stąd, nie wiedziała jeszcze gdzie się umieści.
— Może zabrała się z powrotem do Orleanu?...
— Tego nie przypuszczam, panie Morlot. Oświadczyła stanowczo tak sędziemu, jak i mnie, że nie wróci do ojca pod żadnym warunkiem.
— Cóż teraz pocznie nieszczęśliwe dziecię, co się z niem stanie?... Przybyłem więc o dwie godziny za późno. Chciałem udać się tu przed południem, pragnąłem jednak porozumieć się wpierw z moją żoną. Nie mamy dzieci. Nie będąc bogaczami, powodzi nam się nieźle. Powziąłem więc zamiar wziąć do nas pannę Gabryelę, przynająwszy dla niej jeden pokoik więcej.
— Zamiar był chwalebny, i żałuję niezmiernie panie Morlot...
— Gdzież ją teraz odszukam? Odjechała biedaczka, nie zastanowiwszy się wcale, że ją czeka nędza prawdopodobnie!
— Odjeżdżała pełna odwagi i otuchy. Chce poświęcić całe życie na odszukanie swego syna.
— To pewna, że i ona będzie go szukała najgorliwiej. Sama, uboga wyrobnica, zmuszona pracować z dnia na dzień, na kęs chleba, aby nie zginąć z głodu, cóż potrafi zdziałać? To smutne, bardzo smutne panie dyrektorze!
Nie ukrywał Morlot swojego wielkiego niezadowolenia, i bolesnego zawodu. Wpił palce w gęstą, czarną czuprynę drapiąc się po głowie z całej siły.
— Czy odeszła stąd pieszo? — spytał po chwili.
— Nie. Miała przecież spory kuferek do zabrania. Sprowadzono jej doróżkę.
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/239
Ta strona została przepisana.