Czoło ajenta policyjnego, rozchmurzyło się nagle.
— Skoro tak, odszukam ją niezawodnie!
— Tyle mogę jeszcze dodać panie Morlot, że kazała wieść się na ulicę Clichy.
— Rozumiem dla czego! — mruknął Morlot półgłosem.
Nie miał już co robić w Salpetrière. Pożegnał dyrektora zakładu, i wyszedł.
— Przedewszystkiem — pomyślał Morlot, wychodząc z zakładu — muszę odszukać pannę Gabryelę. Potrzebuję dowiedzieć się najprzód, jaki był numer doróżki, który ją powiózł. Nie podpada wątpliwości, że umieściła się w którymś hotelu na Batignolles. Wątpię jednak, żeby wróciła do swojego dawnego pomieszkania. Woźnica powie mi, gdzie ją zawiózł.
Tuż blisko stał szereg doróżek jednokonnych.
— Musiano stąd sprowadzić powóz dla panny Gabryeli pomyślał Morlot.
Poszedł na plac i znalazł dozorcę, fjakrów, w jego budce.
— Dziś, o godzinie pierwszej po południu przemówił ajent — zawezwano stąd jeden z powozów, do zakładu w Salpètrière.
W Tak... przypominam to sobie.
— Jestem inspektorem policji, potrzebuję wiedzieć, który to był numer?
— Dowiesz się pan o tem z łatwością. Dozorca otworzył książkę, w której zapisywał każdy numer odjeżdżający, jak i godzinę odjazdu.
— Oto jest pokazał spis Morlotowi. Odjechała doróżka Nr. 1,025 o pierwszej, minut dwadzieścia.
— Dziękuję — rzekł Morlot, notując numer skwapliwie w swoim pugilaresie. — Teraz — mówił dalej ponieważ chcę się wypytać woźnicę o pewne szczegóły, radbym się do-