wypróżnione i pełne, kieliszki i szklanki, jaja pomalowane na czerwono. kilka kawałków mięsa łykowatego, które czekało chwili, kiedy dostanie się w rądel lub na patelnią.
Przy jednym z stolików siedziało z sześciu obdartusów, o minach wielce podejrzanych. Pykali z fajek na krótkich cybuszkach, zabawiając się grą w karty, tak zatłuszczonemi, że lepiły się do rąk po prostu.
Właściciel szynku rozsiadł się za ladą pompatycznie. Zerwał się jednak, widząc wchodzącego Morlota i podbiegł ku niemu ze słodkim uśmiechem.
— Co pan rozkaże? — zapytał.
— Butelkę wina najlepszego, jakie macie w piwnicy — mrugnął nań ajent. — Pod warunkiem jednak, że pomożecie mi ją wysuszyć do dna. Pragnę porozmawiać trochę z panem.
— Ależ z największą przyjemnością, łaskawy panie! Pójdźże tu babo!
— A co tam? Czego tak skrzeczysz? — odezwał się głos niemiły i chrapliwy, a w okienku wmurowanem w ścianę, ukazała się głowa wstrętnie rozczochrana, niemłodej kobiety.
— Wypłucz babo co żywo dwie szklanki rozkazał szynkarz.
Sam podniósł wieko od piwnicy i zeszedł na dół po drabinie. Wrócił w okamgnieniu niosąc spory gąsiorek, zapieczętowany lakiem czerwonym.
Szynkarka postawiła tymczasem dwie szklanki na jednym z najmniej brudnych stolików. Usiedli naprzeciw siebie, Morlot z szynkarzem. Odkorkował gąsiorek, odlał trochę do swojej szklanki, spróbował i rzekł mlasnąwszy językiem, nalewając szklankę Morlot’a, i stuknąwszy się z nim:
— A co?... Wszak moje winko delicje!... nieprawdaż?...
Morlot był nadto uprzejmym, aby mu wręcz zaprzeczyć.
— Bardzo dobre — potwierdził, krzywiąc się nieznacznie na lure niegodziwą.
— Pan masz więc do mnie jakiś interes? ciłpodchwy szynkarz zaciekawiony.
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/246
Ta strona została przepisana.