Mając za wiele uczciwości, ażeby módz nawet przypuścić złą myśl u drugich, nie domyślała się, że małżeństwo jej było wypływem nikczemnego wyrachowania.
Cała postać młodej kobiety zmieniła się nie do poznania. Radość malowała się na jej ślicznej twarzyczce, przemawiała z jej oczu i jaśniała na jej czole.
Pani de Perny, dostrzegłszy pierwsza tę przemianę, nie mogła odgadnąć przyczyny. Ciekawość jej była podniecona do najwyższego stopnia. Pod pozorem prawdziwego zajęcia się córką, poczęła ją badać w nadziei wywołania zwierzeń z jej strony.
Ale zaufania nikt nie narzuci; młoda kobieta czuła, że trudnoby jej było otworzyć serce swej matce i zamknęła w sobie swe tajemne myśli. Odpowiadała pani de Perny wymijająco, utrzymując, że zadowolnienie jej i wesołość wypływa z powrotu do Paryża.
Matka nie miała dłużej nalegać.
— Matylda nie mówi mi prawdy rzekła w duchu. — Co tam takiego zaszło?
Młoda kobieta, znalazłszy się wieczorem sam na sam z mętem, rzuciła mu się na szyję.
— Oh! jestem bardzo szczęśliwa! — zawołała.
— Jesteś szczęśliwa i płaczesz? — zapytał ze zdziwieniem.
— Tak, płaczę... ale z radości, ze szczęścia!
Następnie, zbliżywszy usta do ucha margrabiego, dodała szeptem:
— Edwardzie, kocham cię!
Pierwszy raz mówiła mu po imieniu.
Margrabia wydał okrzyk radości.
— A ja cię ubóstwiam! — odparł.
I przycisnął ją silnie do piersi.
— Drogie dziecko — przemówił — wiedziałem, że mnie pokochasz... Cierpiałem bardzo, widząc cię zimną, ale miałem nadzieję, czekałem...
∗ ∗
∗ |