Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/254

Ta strona została przepisana.

— Wyrzucałaś mu to pani?.... Bardzo słusznie! Czy próbował przynajmniej wytłumaczyć swój czyn haniebny? Cóż pani odpowiedział?
— Że oskarżam go niesłusznie o chęć opuszczenia Gabryeli.
— „Tak! — mówił dalej — przyznaję żem nadużył może w chwili szału, jej nieświadomości. Dziś żałuję tego gorzko. Radbym naprawić wszystko; a na to niestety! już zdaje się być za późno... Nie odjechałem wtedy z Paryża dobrowolnie. W chwili, kiedy nie byłem wcale przygotowanym na coś podobnego, dostałem rozkaz opuszczenia Paryża natychmiast. Kochałem ją całem sercem, i kocham dotąd miłością niewygasła. Czuję, że wytrwam w niej, do tchu ostatniego. Nie miałem nawet na tyle czasu, aby zobaczyć Gabryelę i zapowiedzieć mój odjazd. Zapakowałem się na prędce i odjechałem. Dla czegóż nie ufała memu sercu Gabryela? — dodał z goryczą. — Wiedziała przecież jak ją czule kochałem.
— Jeżeli to wszystko jest prawdą, to ten młody człowiek nie musiał mieszkać stale w Paryżu, tylko przybył doń tymczasowo, gdy poznał na balu pannę Gabryelę?
— I ja tak sądzę...
— Czy powiedział pani kim jest, i z jakich pochodzi okolic? Także czem się zajmował i zajmuje?
— Pytałam go o to wszystko, zbył mię jednak, ni tem, ni owem.
— I to mnie nie dziwi bynajmniej. Jegomość ów musi należeć do tej kategorji ludzi podejrzanych, którzy nie pragną wcale, aby wglądano z bliska w ich życie i stosunki.
— Być może... W każdym razie nie wyglądał na kogoś podobnego. Na pozór przedstawia się bardzo dystyngownie, i musi mieć świetne w świecie stanowisko.
Morlot potrząsł głową:
— Tak nas często uwodzą pozory — bąknął. — Co jednak nie podpada wątpliwości, i co przedstawia mi się całkiem jasno, to fakt niezbity, że bądź co bądź, nie zapomniał