dach, napotkał na swoją; ciernistej drodze, bodaj cień pociechy.
Nie chciał opuścić Orleanu, nie odwiedziwszy notarjusza, u którego złożono w depozycie spadek Gabryeli. Prawny zastępca spadkobierczyni, przyjął tem chętniej i z większą uprzejmością, ajenta policyjnego, gdy usłyszał z ust Morlota, że przyszłe mu niebawem adres panny Liénard. Ajent umiał milczeć. Dyskrecja jest jedną z powinności w ego zawodzie. Pomimo gradu pytań ze strony ciekawego notarjusza, ani pary z ust nie wypuścił, ani wspomniał o nieszczęściach młodej kobiety. Wieczorem wrócił do Paryża.
Złożył nazajutrz raport dokładny w prefekturze policji. Spędził część nocy na spisywaniu tegoż. Raport upokarzał go w wysokim stopniu, musiał bowiem wyznać w nim szczerze, że mu się w niczem nie powiodło. Jedyną pociechę miał w tem, że inni koledzy najsprytniejsi, wiedzieli tyle właśnie co i on, to jest: nic! Po tem, co usłyszał w prefekturze, zrozumiał, że sprawa w Asnières pójdzie znowu do kosza... na czas dłuższy, a może i na zawsze.
— Tem lepiej! — pomyślał Morlot, wychodząc z prefektury policji. — Ja jej nie porzucę. Będę odtąd pracował na własną rękę, i dla mego własnego zadowolenia. Sam będę zmierzał do celu upragnionego. Muszę przeniknąć tajemnicę zbrodni, popełnionej z iście szatańską zręcznością i przewrotnością — prędzej czy później. — Tymczasem zacznę od dziś szukać jak szpilki panny Gabryeli. — Uważałbym się za ostatniego niedołęgę, gdybym nie umiał jej znaleźć najdalej do trzech dni.
Po złożeniu swego kufra w winiarni, o czem wspomnieliśmy wyżej... udała się Gabryela na zwiady, aby znaleść jak najprędzej stosowne pomieszkanie. Przeszła około kilka hoteli, nie ośmieliwszy się wejść do środka. Odczuwała rodzaj trwogi, która ją od nich odtrącała. Szła coraz dalej i dalej