— I nic więcej?
— Widocznie tak się nazywa, skoro zapisała się w ten sposób w książce meldunkowej.
— Możem się i omylił — bąknął Morlot mocno zafrasowany. — Przepraszam żem zabrał pani tyle czasu nadaremnie.
Nawrócił jednak od drzwi, stanąwszy już na progu. A nuż Gabryela zmieniła umyślnie nazwisko?
— Młoda osoba, którą ja się zajmuję — przemówił na nowo — opuściła zakład w Salpetrière również przed dwudziestu czterma dniami.
— Oho! — odźwierna wytrzeszczyła nań oczy zdziwione.
— Ponieważ odzyskała zdrowie po bardzo długiej chorobie, pozostała jej bladość trupia niemal.... Mogłem jednak omylić się z łatwością.... Ten dom nie jest hotelem, ani nie wynajmuje pojedynczo umeblowanych pokoików. Ta zaś młoda osoba, nie mogła nająć, tylko pokój z meblami.
— Wszystko co mi pan mówisz, brzmi tak dziwnie — potrząsła głową odźwierna.
— Dlaczego? — Ponieważ to ja właśnie odnajęłam ten pokoik z calem urządzeniem. Dziś zaś upływa dzień dwudziesty czwarty, kiedy sprowadziła się do nas ta młoda osoba.
— To ona, to Gabryela! — wykrzyknął Morlot uradowany. — Dopiąłem nareszcie jednego przynajmniej!...
— Czemuż zapisała się u nas pod zmyślonem nazwiskiem?...
— Tem nie potrzebujesz się pani kłopotać — odrzekł Morlot. — Musiała mieć po temu ważne powody.
Była godzina piąta po południu. Gabryela szyła pilnie siedząc w oknie otwartem. Dzień kończył się pogodnie, jak to ranek prześliczny zapowiedział. Na nieba lazurze nie było