Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/275

Ta strona została przepisana.

pełnie zbytecznem. Tak dom jak i magazyn sprzedano po śmierci pana Liénard. Oddano wdowie, ile jej się należało, a resztę złożono w depozycie u notarjusza, jako twój spadek po ojcu. Z nim jednym, będziesz pani się widziała. Byłem u niego. Czeka na twój przyjazd do Orleanu, aby ci oddać pieniądze.
— Radzisz mi więc panie Morlot przyjąć ów spadek?
— Naturalnie. Pomyśl pani o twoim synu, którego znajdziesz nie dziś, to jutro....
Wahała się jeszcze Gabryela. Te ostatnie słowa pokonały nareszcie jej skrupuły.
— Słusznie pan mówisz — rzekła. Czego bym nie uczyniła dla siebie, powinnam uczynić przez wzgląd na moje dziecię. Ja jednak nie rozumiem się zupełnie na sprawach podobnych. Muszą być związane z niemi pewne formalności. Znajdę się w wielkim kłopocie.
— Czyż nie mówiłem pani, że możesz liczyć na mnie w każdym wypadku?
— Nie odmówisz mi więc twoich rad panie Morlot?
— Pojadę nawet z panią do Orleanu, jeżeli tylko życzysz sobie tego.
— Nie śmiałam prosić o to pana, ale jestem mu nieskończenie wdzięczną za tę ofiarę, którą chcesz dla mnie ponieść.
Podała mu powtórnie rękę do uścisku.
— Dobrześ pan powiedział przed chwilą — uśmiechnęła się słodko. Nie czuję się już tak samą i opuszczoną. Przyjmuję z radością przyjaźń pełną życzliwości, którą pan raczysz mi ofiarować. Pojmuję niestety! jak bardzo potrzebna mi pańska opieka. Bądźże moim przyjacielem, panie Morlot. Od tej chwili, będę miała do pana zaufanie nieograniczone.
Morlot uścisnął nawzajem delikatną rączkę Gabryeli. Ucieszył się tem jej oświadczeniem, po nad wszelki wyraz. Tak był wzruszony, że musiał aż odwrócić się nieznacznie, aby otrzeć łzy, cisnące się mu gwałtem do ócz. W chwilę później pożegnał Gabryelę.