nie przydała mi się na nic. Ah! szyjąc ją, jakże czułam się szczęśliwą!.... Mogłam-że przeczuć, co się stanie?... Moje drogie, biedne dzieciątko!... Tem się zajmę kochana Melanio, tylko nie wiem, jak się wziąć do tego dzieła, i to mi sprawia kłopot nie lada...
— Czemże się kłopoczesz Gabryelo?....
— Gdy przysposobię to i owo, komuż mam to wręczyć?....
— Oh! to już kłopot najmniejszy, kochana Gabryelo — uśmiechnęła się Melania. — Znajdziemy z łatwością ubogie matki, które przyjmą wszystko podobne, z najżywszą wdsięcznością. Czyż nie rodzą się codziennie biedne niemowlęta, pozostawione li tylko na Opatrzności Boskiej i ludzkiem miłosierdziu? Oprócz tego, jest mnóstwo zakładów dobroczynnych, przeznaczonych wyłącznie dla dzieci... Ochronki, szpitaliki, nareszcie domy podrzutków... Bardzo wiele pań bogatych pracuje tak samo, jak ty chcesz Gabryelo, dla ubogiej dziatwy, umieszczając wszystko w owych domach przytułku. Gdyby nikt się nie zajmował tem biedactwem, ginęłoby to z zimna i głodu, jak muchy. Wielką jest ofiarność dla ubogich, naszych pań bogatych, a jednak nie są w stanie zapobiedz nędzy w zupełności, i zaopatrzyć w pierwsze bodaj potrzeby, owe niemowlątka, które rodzą się na to tylko, aby cierpieć nędzę, skoro spojrzą na ten padół płaczu.
— Jakież to smutne, a jednak prawdziwe niestety! — westchnęła Gabryela.
Zaraz nazajutrz, nakupiła z pomocą Melanji rozmaitych przyborów i wzorów: bielizny, tudzież sukienek dziecięcych, na różne wzrosty. Wzięła się gorliwie do roboty, tworząc całe wyprawki, dla ubogiej dziatwy.
— Zdaje mi się, że szyję to wszystko dla mego dziecka — mówiła z prawdziwem zadowoleniem do Melanji.
Wstawała codziennie o szóstej rano. Szyła do godziny dziesiątej. Po skromnem śniadaniu wychodziła na miasto. Snuła się po placach i ulicach, przypatrując się bacznie przechodniom, z myślą o swoim synie. Obojętnem jej było, w którą stronę się obróci. Szła na oślep, gdzie ją nogi niosły; licząc
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/281
Ta strona została przepisana.