Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/282

Ta strona została przepisana.

na traf szczęśliwy, że pozwoli jej kiedyś wpaść na trop zbrodniarzów. Gdy uczuła się nadto zmęczoną, siadała gdziekolwiek na ławce a odpocząwszy, szła dalej, w wędrówce bez końca, po Paryżu. Wracała do domu dopiero pomiędzy piątą, a szóstą po południu. Przyrządzała objad na prędce, zasiadając nazad do roboty. Odwiedzali ją często wieczorem Morlotowie, lub zabierali do siebie, nie puszczając aż późno w nocy. Szyły obie z Melanją, uprzyjemniając sobie czas serdeczną pogadanką. Było to jedyną rozrywką dla Gabryeli. Prócz z nimi dwojgiem, nie rozmawiała nigdy z nikim, ani nawet z odźwierną domu, w którym mieszkała, i z posługaczką, sprzątającą u niej z rana.
Wstąpiła raz, idąc na chybił-trafił przed siebie, do ogrodu w Palais-Royal. Usłyszała natychmiast setki wesołych, srebrnych głosików, i ujrzała w koło siebie całe gromadki dziatwy rozbawionej, rozigranej, przelatującej z miejsca na miejsce. Oczy Gabryeli zajaśniały radością, a serce zaczęło bić gwałtownie.
— Oh! jakie śliczne dzieciaki! — szepnęła olśniona i oczarowana tym widokiem. Posuwając się zwolna coraz dalej, patrzyła bacznie na prawo i lewo.
— Dla czegóż nie przyszłam tu dotąd? — pomyślała. — Oh! będę przychodzić tu, często... bardzo często.... Jak ładnie poubierane... a takie wesołe, rozbawione, aż miło na nie popatrzeć! Szczęśliwe, zadowolone.
...Nic dziwnego! Wszak każde z nich posiada matkę, która je pieści i otacza najczulszemi staraniami!
Łzy zćmiły oczy biednej Gabryeli. Otarła je czem prędzej, aby rozkoszować się dalej czarownym obrazem, który sprawiał jej tak wielką przyjemność.
Pogoda była prześliczna dnia tego. Upał skłaniał każdego do szukania trochę chłodu, w miejscach ocienionych drzewami.
Roiło się w ogrodzie od tłumu rozbawionego. Jaki taki cisnął się do galerji, czekając na rozpoczęcie koncertu. Pod każdem drzewem umieściło się kilka osób. Wszystkie ławki i krzesła były zajęte. Śmiano się i rozmawiano. Piastunki, po