większej części wcale przystojne dziewczęta, z buziami okrągłemi i świeżemi, w białych, kokieteryjnych czepeczkach i takichże fartuszkach, snuły się wszędzie w ślad za dziećmi, powierzonemi ich pieczy. Spotykało się dość tęgich wieśniaczek, z niemowlętami na ręku, które karmiły jako mamki.
Gabryela jednak nie patrzyła na nikogo, tylko na dzieci. Radaby była przycisnąć je do łona, każde z osobna, i obsypać pocałunkami. Zatrzymywała się kiedy-niekiedy przed jedną z mamek, zapatrzona jak w tęczę w malca tłuściutkiego, uwieszonego u jej piersi. Wyglądała niby w ekstazie, przed cudownym obrazem.
Chłopczyk trzechletni przewrócił się nieopodal od niej. Na krzyk dzieciaka nadbiegła jego matka, podnosząc z ziemi. Zaczęła synka pieścić, kołysać w ramionach, zcałowując łezki z ócz dziecka. Spojrzała Gabryela na tę matkę, cała drżąca, wzrokiem pełnym zazdrości.
— Boże! — pomyślała — czemuż mnie nie pozwoliłeś używać tych rozkoszy?
Zauważyła, że tutaj ogół dzieci musiał należeć do rodziców bogatych, sądząc po ich wykwintnem ubraniu. Lubiła w szczególności przypatrywać się małym chłopczykom. Podczas gdy biedne jej serce rwało się do nich, pożerała ich nieledwie wzrokiem rozpłomienionym. W każdym chłopczyku, mającym mniej więcej tyle lat co jej syn, zdawało się nieszczęśliwej matce, że widzi własne dziecko, oderwane gwałtownie od jej łona. Otwierała co chwila ramiona, jakby jeden z dzieciaków, miał ją poznać i rzucić się w jej objęcia.
Nie pomyślała i nie zastanowiła się nad tem, że jej całe zachowanie się wywołuje powszechne zdziwienie, zwracając na nią uwagę tłumu. Nie dosłyszała również, jak podawano sobie z cicha z ust do ust:
— Jakaś biedna warjatka!...
Ona widziała jedynie dziatwę bawiącą się w koło niej, i słyszała ich okrzyki radosne. Biedna młoda matka! Na chwilę ułuda czyniła ją prawie szczęśliwą.
Gdy obeszła ogród w kółko, usiadła na ławce, znalazłszy na niej przypadkiem jedno próżne miejsce. Opanowały ją
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/283
Ta strona została przepisana.