tylko, gdy dzionek był cieplejszy i słoneczny, przyprowadzano dzieci bodaj na krótko do ogrodów. Nareszcie mróz zniszczył resztę roślinności, a zima przykryła białym całunem śronu i śniegu, zieloność krzewów i trawników.
Snuła się jeszcze czasem Gabryela, w którym z trzech ogrodów, smutna śmiertelnie, rzucając w koło spojrzenia rozpaczliwe. Pusto było, jak wymiótł w alejach.... i cicho na okół.... jak w grobie. Odczuwała boleśniej niż kiedykolwiek, jak dzieci stały się dla niej niezbędnemi.
Łatwo zrozumieć, jak wydała się jej zima nieskończenie długą. Miała na szczęście swoją pracę i ta skracała jej i uprzyjemniała jedynie, zimowe miesiące. Nie wystarczała jej jednak zupełnie. Powtarzała codziennie swojej przyjaciółce Melanji:
— Jakże smutną jest zima! Gdyby tak doczekać się czemprędzej ciepłych i pogodnych dni wiosny!
Zakwitły nareszcie drzewa, okrywając się młodemi listeczkami. Zapełniły się ogrody świegotem ptasząt i wesołym gwarem dziatwy rozbawionej. Z jakąż radością powitała Gabryela swoją gromadkę z przeszłego lata. W ten sposób przeżyła ona lat kilka. Nie spodziewała się biedna „Figura woskowa“ że traf, w chwili, kiedy nie będzie tego wcale oczekiwała, sprowadzi ją z synem własnym, w jednym z owych trzech ogrodów.
Rosła i rozwijała się mała Lola pod bacznym wzrokiem matki, margrabiny de Coulange, otoczona jej najczulszemi staraniami. Nastąpiło jednak coś strasznego. Odkryła niebawem nieszczęśliwa Matylda, że margrabia zdawał się nie kochać wcale swojej córki. Nie zapragnął nigdy widzieć jej, nie spytał o nią. Myślał jedynie o tamtym!... o chłopcu narzuconym im zbrodniczo!... Nie zajmował się niczem innem, jak tylko przyszłością małego Ernesta i jego obecnem zadowoleniem. Jeżeli żona wspomniała mu o córce, słuchał z naj-