Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/292

Ta strona została przepisana.

run z jasnego nieba!.... Któż zaręczy, czy margrabia widziałby w niej ofiarę obcej przewrotności i niegodziwości, czy też wspólniczkę spisku haniebnego? To przypuszczenie fatalne, mroziło krew w jej żyłach, zatrzymując prawie serca uderzenia. I tym razem wstrzymały ją owe powody, zamykając usta na nowo.
Gdy poznała swoją niemoc pod tym względem, musiała stłumić bunt wewnętrzny; pohamować się w słusznym żalu do męża, i... milczeć dalej. Po wybuchach rozpaczliwych, nastąpiło okropne zniechęcenie!
— Za późno! za późno! — powtarzała w duchu, z goryczą niewysłowioną. — Powinna byłam wyznać wszystko od razu mężowi. Dziś muszę milczeć. Nie mogę wydobyć się z przepaści, w którą mnie wtrącono.... Przeczuwałam, ile będzie mnie kosztowało to pomimo wolne wspólnictwo w spisku zbrodniczym. Wiedziałam z góry, że moje biedne serce zazna i wycierpi najstraszniejsze katusze! Jestem skazaną na cierpienie wieczne! wieczne!.... Skoro mogłam dopuścić do tej zbrodni ohydnej, stałam się współwinną. Powinnam była zbuntować się od razu. Moja słabość nikczemna i nie do przebaczenia, związała mnie na zawsze z zbrodniarzami.... Bóg mnie karze całkiem słusznie!.... Jeżeli jednak doświadcza mnie tak ciężko, ich bądź jak bądź nieszczęśliwą ofiarę, jakąż karę wymierzy tamtym?....
Gniew jej spadał w zupełności na matkę, a szczególniej na brata. Przysięgała uroczyście, że ich nigdy w życiu nie zobaczy.
To, co istniało w stosunku do dzieci, nie poróżniło jednak obojga małżonków i nie wpłynęło ujemnie na ich miłość wzajemną. Margrabia otaczał zawsze żonę najczulszemi staraniami. Uważał poniżej swojej godności, dotknąć Matyldę bodaj jednem ostrzejszem słówkiem, jedną uwagą co do jej postępowania, z jego domniemanym synem. Każde z nich miało w sercu ranę krwawiącą się potajemnie. Jeżeli Matylda kryła się przed mężem ze swojemi cierpieniami, margrabia nie dawał tak samo poznać po sobie, ile i jemu sprawia to przykrości.