Dotąd Matylda nie zwracała uwagi na całą rozmowę. Drgnęła dopiero i wyprostowała się nagle, usłyszawszy te ostatnie słowa.
— Nie wiem, czy jesteście panie tak samo jak ja usposobione — odezwała się głosem drżącym od wzruszenia — ale ta wzmianka przelotna pani Wend, podnieciła w wysokim stopniu moją ciekawość.
— I naszą również — powtórzyły zgodnym chórem inne panie.
— W takim razie — zwróciła się hrabina de Germond do młodej inżynierowej — raczy pani udzielić nam łaskawie bliższych szczegółów tej nader zajmującej historji.
— I owszem — zarumieniła się młoda kobieta — tylko że ja nie umiem opowiadać po autorsku, sensacyjnie, i w sposób zajmujący całą uwagę słuchających.
— Słuchacze potrafią ocenić pani skromność tak budującą — wtrąciła uprzejmie hrabina de Germond.
— Słucha się zawsze z przyjemnością historji prawdziwej — skłonił się szarmancko pani Wend, ów staruszek, wielbiciel klasycyzmu, poprawiając na nosie złote okulary.
Wszyscy skierowali wzrok ku pani Wend. Matylda w szczególności wytężyła całą uwagę, aby nie stracić ani jednego słowa.
Przemówiła więc młoda kobieta, widząc, że całe audytorjum gotowe do słuchania mniej więcej temi słowami:
— Mieliśmy wtedy w Asnière dom własny, zbudowany przez mego męża. Sprzedał go później, czego mocno żałuję, było mi tam bowiem w lecie nader przyjemnie, a dzieci miały dość obszerny ogród za domem, po którym uganiały swobodnie po całych dniach. W moich więc oczach niejako, odegrał się ów dramat, który postaram się opowiedzieć państwu jak najtreściwiej.... W domku ustronnym, przy ulicy Vielle-d’Argenteuil, wśród ogrodu opasanego murem wysokim,