przeszywało jej serce, jakby grotem. Szeptał jej w duszy niby głos tajemny:
— „Słuchaj pilnie, bo ciebie powinno to obchodzić najbardziej. Idzie tu o dziecko, narzucone zbrodniczo twojemu mężowi!“
— Co za odkrycie niespodziewane!
Przypomniała sobie kobietę, która przywiozła chłopca do zamku Coulange. Była słuszna, dobrze zbudowana, dość jeszcze młoda i w czarnej sukni. Wszak ją to przywiózł Sosten w powozie i końmi, należącemi do jej męża. Czyż potrzebowała jeszcze więcej dowodów, że to dziecię ukradzione w Asnières, jest tym samym chłopcem, który uchodzi dziś za syna margrabiostwa de Coulange?
— Pytałam wprawdzie skąd wzięli chłopca, tę kobietę — pomyślała Matylda. — To wszystko, o czem mnie wtedy zapewniała, musi być wierutnem kłamstwem! Nędznica! Strzegła się gdzieś jak ognia, żeby przypadkiem nie wyjawić mi prawdy!
Pomimo, że prawie wszystko opowiedziane przez panią Wend, zgadzało się z Matyldy wspomnieniami, z owego dnia fatalnego, uważała za swoją powinność zadać jej jeszcze kilka pytań, aby nie postał więcej ani cień wątpliwości w jej umyśle.
— Bardzo to smutne rzeczy, które nam pani opowiedziałaś — przemówiła do żony inżyniera.
— Każdy musi zainteresować się ową biedną matką, która padła ofiarą podobnej niegodziwości.... Choćby należała do rzędu owych istot upadłych, o jakich nie śmiemy wspominać w przyzwoitem towarzystwie, byłaby niemniej godną pożałowania. Współczuję też z nią całem sercem.
— Ta nieszczęśliwa, pani margrabino — ujęła się młoda kobieta za Gabryelą — pozyskała w Asnières ogólną sympatją. Wszyscy okazywali jej szacunek i litowali się nad jej losem okropnym. Nie byłam na tyle ciekawą, aby ją odwiedzić: dowiedziałam się jednak od lekarza, który niósł jej pomoc wszelką przez kilka tygodni, że była prześliczną i nadzwyczaj dystyngowaną. Według jego oceny, musiała pocho-
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/301
Ta strona została przepisana.