— Już na nowo zakwitła rumieńcem twoja śliczna twarzyczka, droga margrabine! — zawotała wesoło pani domu.
Uśmiechnęła się powtórnie Matylda.
— Przejęło mnie do głębi opowiadanie tragiczne, pani Wend.
— I aż pobladłaś z tego powodu!... Wiem jakie masz dobre serduszko, droga margrabino, i jak umiesz współczuć z innymi.
Spojrzała Matylda na zegar nad kominkiem: Czyżbyś chciała nas już opuścić kochana margrabino? — protestowała pani de Germond.
— Mąż mój obiecywał mi — wtrąciła Matylda — że przyjedzie po mnie przed jedenastą. Jeżeli nie zjawi się do tej pory, zabiorę się z powrotem do domu. Muszę jednak powiedzieć ci kochana hrabino, żem nader szczęśliwa i zadowolona z dzisiejszego wieczora, spędzonego w tak miłem towarzystwie.
Dodała głosem cokolwiek podniesionym:
— Zdaje mi się, że pani Wend przerwała swoje opowiadanie, w miejscu najbardziej zajmującem.
— Przeciwnie pani margrabino.
....Nie mam już nic więcej do powiedzenia.
— Cóż się stało z ową matką nieszczęśliwą? O niej nic nam pani nie mówisz.
— To prawda — przywtórzyła hrabina Germond.
— Z tej prostej przyczyny, moje panie, że sama nie wiem co się dalej z nią działo.
— Umarła zatem biedna ofiara! — wykrzyknęła Matylda z przerażeniem.
— Tak utrzymywano zrazu.... Ta wieść jednak nie zdaje się być zatwierdzoną.... Oto wszystko, czegom się dowiedziała później o tej nieszczęśliwej kobiecie... Walcząc z śmiercią przez kilka tygodni, została w końcu wyleczoną ile tyle....
Stokroć lepiej byłoby dla niej umrzeć od razu, wtedy, gdy zastano ją prawie martwą na podłodze. Gdy bowiem zdołano uśmierzyć zupełnie gorączkę, lekarz spostrzegł, że nieszczęśliwa... postradała zmysły....
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/303
Ta strona została przepisana.