łacu. Zatrzymała przejeżdżającą doróżkę, i podała adres stangretowi, ulica Saint-Denis, Nr. 70.
Gdy powóz stanął przed domem, wysiadła z niego Matylda i weszła do loży odźwiernego.
— Czy mieszka dotąd w tym domu niejaka Róża Dubois? — spytała.
— Nie pani.... nie znam nikogo podobnego u nas — brzmiała odpowiedź.
— Dano mi ów adres przed kilku laty.... może wyprowadziła się ta pani stąd w tym czasie?
— Czy pamiętasz w naszej kamienicy kogoś, ktoby się tak nazywał? — zainterpelował mąż żonę, zajętą naprawianiem bielizny.
— Słyszę raz pierwszy w życiu o podobnem nazwisku! — wzruszyła odźwierna ramionami. Dodała po chwili: — Zaręczam panią, że mój mąż ma pamięć nadzwyczajną. Jesteśmy w tym domu odźwiernymi od lat dziesięciu, i wiem na pewno, że nikt podobny nie mieszkał u nas w tym przeciągu czasu.
— Dziękuję państwu za udzielone mi szczegóły — skinęła im głową margrabina i wyszła na ulicę. Wiedziała z góry, że tak adres jak i nazwisko zmyślono na prędce, chciała jednak przekonać się o tem. Teraz nie został jej cień wątpliwości, co do tej sprawy. Była jednak zadowoloną z tej pewności, nie żałując wcale trudu podjętego.
— Ta więc łotrzyca ukradła niemowlę biednej matce — powiedziała sobie Matylda, wracając do domu. — Wszystko zresztą było bajeczką ułożoną naprzód i wymyśloną przez nią i jej wspólników w zbrodni popełnionej!
Wieczorem ułożywszy do snu małą Lolę, margrabina zasiadła do biurka i napisała jednym tchem, pierwszy rozdział swojej smutnej historji, Chciała wykonać zamiar powzięty jak najrychlej. Pomimo, że była ona najprawdziwszą, wyglądała na romans niesłychanie sensacyjny.... ale trochę przesadzony.
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/323
Ta strona została przepisana.