— Robisz ile możesz, panie Morlot, nie zniechęcając się tak długiem niepowodzeniem, a i to już znaczy bardzo wiele. Dla czegóż nie przyszła z panem moja droga Melanja? Nie widziałyśmy się jeszcze dzisiaj!
— Nie może domu opuścić, poprzewracała w nim bowiem wszystko do góry nogami. I mnie nawet wyprawiła czemprędzej, abym jej nie zawadzał w robieniu wielkich porządków.
— Gosposia bo z niej zawołana!
— Zapomniałem na śmierć, że kazała mi pozdrowić panią od niej i nagadać mnóstwo miłych rzeczy.... A ja milczę jak ryba.... Dobry ze mnie poseł!.... Czemu pani nie szyjesz?... Przecież ja nie przeszkadzam ci w niczem, nieprawdaż?....
— Ależ nie panie Morlot!.... Tylko jestem dziś okropnie zmęczoną i rozstrojoną.... Potrzebuję wypocząć.
— Rzeczywiście wyglądasz pani bardzo źle.... Możeby najlepiej było położyć się?.... Pożegnam się więc....
— Zostań pan, przeciwnie. Opowiedz mi cokolwiek.... na przykład w jaki sposób schwytałeś owego niebezpiecznego złoczyńcę? To mnie najłatwiej uspokoi i pomoże odzyskać równowagę.
— Najchętniej — rzekł Morlot.
Zaczął natychmiast opowiadanie, zapalając się własnemi słowami. Machał w dodatku obiema rękami, chcąc dodać pewnej dramatyczności swojemu opisowi. Zacietrzewiony, nie zauważył, że Gabryela słucha go z coraz większym wysiłkiem, starając się nadaremnie zapanować nad ogarniającą ją dziwną niemocą. Dochodził właśnie do miejsca, najbardziej zajmującego, gdy Gabryela drgnęła nerwowo i podskoczyła w górę na krześle. Opuściła natychmiast bezwładnie ramiona, westchnęła z cicha i pochyliła się w tył, na poręcz fotelu, jakby zupełnie zmartwiała, z zamkniętemi oczami.
Morlot przerażony urwał w pół słowa, zerwał się na równe nogi i zawołał w trwodze śmiertelnej głosem zdławionym:
— Boże wielki! Zemdlała.... czy co?
Strona:PL É Richebourg Dwie matki.djvu/327
Ta strona została przepisana.